Ból niczym drobne odłamki szkła wbijał się w
każdą część jej ciała, powodując niewyobrażalne męczarnie. Miała wrażenie, że
jej skóra rozrywa się na drobne strzępy. Wygięła się i wydała z siebie głośny
wrzask, który jednak nie odzwierciedlił jej cierpienia. Kim jestem?, wyjęczała
w podświadomości. Zaczęła się rzucać, szeroko otwierając oczy. Ujrzała korony
drzew, przez które przebijały się promienie słońca. Opadła na miękką i wilgotną
trawę, zaczęła dyszeć.
Gdzie ja jestem?, przeszło jej przez myśl,
kiedy niespodziewanie ból zaczął zanikać.
Przycisnęła dłonie do twarzy i cierpliwie
czekała, aż cierpienie wreszcie ją opuści. Nie miała siły błagać o to. Nawet
nie wiedziała, jak…
Kiedy gwałtownie podniosła się do pozycji
siedzącej, zakręciło jej się w głowie, a żółć podeszła do gardła. Zacisnęła
usta, aby powstrzymać mdłości, jednak duszący smród zgnilizny spowodował, że
pochyliła się i zwymiotowała pomiędzy nogi. Natychmiast odsunęła się, ciężko
dysząc. Rękawem otarła usta, oglądając z przerażeniem miejsce, w którym
przebywała.
Znajdowała się w sadzie, gdzie po prawej stronie był niepasujący do tego miejsca
cmentarz. Im bliżej niego, tym trawa stawała się coraz bardziej żółta, a drzewa
bezlistne i dziwnie powykrzywiane. Szybko skierowała swój wzrok ku lewicy i
natrafiła na coś na kształt szyby, która ciągnęła się przez całą długość sadu i
jeszcze dalej. Powoli wstała i jęknęła, kiedy ostry ból przeszył jej głowę.
Złapała się za nią i na chwiejnych nogach podeszła tam.
Po drugiej stronie ujrzała ciemnowłosego
chłopaka, który wpatrywał się w nią zagubionym wzrokiem. Zachłystnęła się
powietrzem, widząc jego liczne rany i krew cieknącą po ubraniu. Czy ona też tak
wyglądała? Ściągnęła brwi i niepewnie dotknęła szklanej bariery.
- K-k-kim j-j-esteś? – wychrypiała z trudem.
– Kim ja jestem? – dodała ciszej.
Chłopak pokręcił głową. Nie słyszał jej, czy
może nie znał odpowiedzi? Spuściła wzrok na dłonie i ledwo powstrzymała krzyk,
na widok postrzępionej skóry. Poczuła niewyobrażalne obrzydzenie, więc szybko
schowała ręce za plecy. Rozejrzała się, zastanawiając się, co ma teraz zrobić.
Jej wzrok, co chwila padał na upiornego anioła, który znacznie przewyższał
wszystkie tablice nagrobne oraz drobne figury. I patrzył się wprost na nią.
Miała ochotę uciec, ale nie wiedziała dokąd. Ponownie odwróciła się w stronę
chłopaka, który tak samo jak ona, szukał jakiejś drogi ucieczki. I wtedy
niespodziewanie słońce zostało przysłonięte czarną chmurą. Duszący odór był
jeszcze bardziej wyczuwalny. Miejsce nagle zmieniło swój klimat, stało się
mroczne i niebezpieczne, liście z drzew opadły… a anioł zniknął . Puls jej
przyspieszył, była przerażona. Miała wrażenie, że czuje na karku oddech
śmierci.
Niespodziewanie nastąpił głośny trzask,
zatrzęsła się ziemia, zaczęła pękać pod nogami blondynki. Ze strachem spojrzała
na chłopaka, u którego sytuacja była podobna. Zrobiło jej się gorąco, nie miała
pojęcia, co się dzieje. I nim zdążyła choćby pisnąć, pod nią utworzyła się
głęboka, ciemna dziura, w którą spadła.
Na drżących
nogach podeszła do ściany i oparła o nią czoło, głęboko oddychając. Zrobiło jej
się słabo, gdy napłynęły wspomnienia z nocy, kiedy razem z Syriuszem otworzyli
szkatułkę. Miała nieodparte wrażenie, że od tamtej chwili coś było z nią nie
tak. Jakby nie była sobą.
Nie wiedziała,
co z Syriuszem, bo tego dnia nie mieli ze sobą lekcji. Miała nadzieję, że
spotka go na korytarzu i…
Zabije.
Wzdrygnęła się
i rozejrzała po korytarzu w poszukiwaniu osoby, która mogłaby wejść do jej głowy
i namącić. Wszyscy uczniowie jednak ją mijali, w ogóle nie zauważając. A ona
czuła się coraz gorzej, znacznie zbladła, obraz zaczął jej się rozmazywać.
Miała wielką ochotę położyć się w miejscu, w którym teraz stała i po prostu
usnąć. Zachwiała się, odruchowo opierając rękę na ścianie. Wszystko wokół niej
jakby działo się w zwolnionym tempie, nastała głucha cisza.
A potem
poczuła dłoń na ramieniu i wszystko wróciło do normy. Chwilę jej zajęło
zorientowanie, co się stało oraz powrócenie do rzeczywistości. Ściągnęła brwi i
powoli odwróciła się.
- W porządku,
Julie? – spytał miękko Owen, wpatrując się w nią z troską.
Strząsnęła
jego dłoń i cofnęła się. Nie podobało jej się jego zachowanie i wczorajsze
słowa. Wciąż nie mogła dojść, jaka była jego rola w tym wszystkim. Irytowała ją
to, że mogła bazować jedynie na hipotezach. Nie miała twardych dowodów na to,
że Owen był czemukolwiek winny. Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę obchodziło go
to, co się z nią działo. Prychnęła ostentacyjnie. Nienawidziła fałszywych
ludzi, a on ją szczególnie denerwował z tym swoim tajemniczym zachowaniem.
- Czego
chcesz? – warknęła.
Nie wydawał
się być zaskoczony jej zachowaniem. Właściwie wyglądał jakby spodziewał się
takiej reakcji. Głęboko wzdychając, przeczesał gęste brązowe włosy. Ściągnęła
brwi, przyglądając mu się uważnie. Pomimo ogarniającej ją złości, dostrzegła,
że Puchon był tego dnia niewyraźny: nie było widać pewności siebie, co stanowi
jedną z jego dominujących cech. Po prostu stał zgarbiony, szary, zmęczony, z
zamglonymi oczami, które przyglądały jej się uważnie. I choć na myśl przyszło
jej to, że Owen być może gra, stłumiła negatywne emocje. Oparła się plecami o
ścianę. Spróbowała się opanować.
- Zawsze
działasz na przekór innym? – spytał z rezygnacją. – Czy jesteś świadoma tego,
co wczoraj zrobiłaś?
Był wręcz
nienaturalnie spokojny, mówił swobodnie, a jednak Julie poczuła jak przygniata
ją waga jego słów. Czy wiedziała, co się wczoraj stało?
- Nie –
wyszeptała bezmyślnie.
Wyprostował
się i uniósł brwi. Krukonka odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i
spojrzała na sklepienie. Doszła do wniosku, że najlepiej będzie zapytać się go
wprost niż bawić się słowami, kombinując.
- Niczego nie
rozumiem. A już szczególnie tego, jaki ty masz związek z tym, co się wczoraj
stało. Wiesz, że po wczorajszej rozmowie zaczęłam podejrzewać cię o najgorsze?
– Przekręciła głowę, zawieszając na nim wzrok. - Przydałyby się jakieś wyjaśnienia, bez
niezrozumiałych ostrzeżeń.
- Masz rację.
– Wsadził dłonie do kieszeni. – Przy okazji, muszę ci coś pokazać, więc mam
nadzieję, że nie przeszkadza ci zerwanie się z lekcji?
- I tak bym zerwała
się, nie czuję się najlepiej. – Odepchnęła się od ściany.
- Nic
dziwnego, zważywszy… Co się stało? – spytał, kiedy Julie nagle znieruchomiała i
wpatrzyła się w tłum Gryfonów.
Zacisnęła
pięści, czując niewyobrażalną wściekłość, która niczym Szatańska Pożoga
ogarnęła jej ciało. Miała wrażenie, że cała płonie. Paznokcie prawie wbiła
sobie w skórę, zazgrzytała zębami. Jej umysł stał się czystym, białym pokojem,
w którym na każdej wolnej przestrzeni widniało zdjęcie Syriusza Blacka,
podpisane ZABIĆ. Z początku była przerażona intensywnością tego uczucia, ale
szybko to minęło. Czuła, że jej wróg
zbliża się. I kiedy zobaczyła, jak wyłania się z tłumu, z Remusem Lupinem u
boku, automatycznie ruszyła w jego stronę.
Syriusz także na
nią patrzył. W szarych oczach widziała niebezpieczne, śmiertelne ogniki. Musiała
go powstrzymać, zanim ją zabije. Zanim sprowadzi na nas wszystkich zagładę,
przemknęło jej przez myśl. Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją w stronę Gryfona,
który zrobił to samo. Remus, tak samo jak i inni uczniowie, otworzył szeroko
oczy z przerażenia. Black uśmiechnął się drwiąco. Chciała już wykrzyczeć
zaklęcie, ale ktoś zamknął jej buzię dłonią i objął w pasie. Zaczęła się
szarpać, jednak osoba wyprowadzająca ją spośród uczniów była zbyt silna. Ze
wściekłością patrzyła, jak oddala się od Syriusza, któremu różdżka została
zabrana przez Lupina.
Nie mogła
uwierzyć, że była tak blisko i nie udało się.
Będą
jeszcze okazje.
- Uspokój się!
– warknął Owen, zaciągając ją do pustego, ciemnego korytarza.
Walnęła go w
ramię i klatkę piersiową, chcąc uwolnić się z jego objęć i być może spróbować
odnaleźć Gryfona. Mocno chwycił ją za nadgarstki, sprawiając jej przy tym
niemiłosierny ból.
- PRZESTAŃ! - rozkazał.
Syknęła,
nieruchomiejąc. Spoglądała na niego z wściekłością, jednocześnie próbując się
opanować. Przez ciemność zaczęła przebijać się jej świadomość, która
przeganiała nienawiść i obraz twarzy Syriusza Blacka.
*
Ona chce
śmierci was wszystkich. Musisz ją powstrzymać…
Dysząc,
obserwował, jak jakiś chłopak zabiera Juliette, zanim ta zdążyła rzucić
zaklęcie. Krew buzowała, a emocje szalały. Już samo patrzenie na nią rozpalało
w nim niewyobrażalny gniew. Miał nieodparte wrażenie, że w tej chwili, nie
zabijając jej, zawiódł kogoś, pogrążył cały świat. Zacisnął pięści na szacie.
Nie powstrzymał zabójczej broni i teraz
przyjdzie mu za to płacić.
Kiedy
zniknęła mu z pola widzenia, rzucił wściekłe spojrzenie gapiom, którzy
natychmiast odeszli, szepcząc między sobą. Zignorował zaskoczone i pytające
spojrzenie Remusa, po czym ruszył w kierunku klasy od zaklęć. W miarę upływu
czasu, czuł, jak napięcie i gniew go opuszcza, pozostawiając przerażenie i
skołowanie. Co się z nim działo? Czemu nie przeszkadzało mu zabicie Juliette na
oczach innych uczniów? Co takiego wydarzyło się tamtej nocy?
-
Co to miało być? – odezwał się w końcu Remus, z wahaniem oddając różdżkę
Syriuszowi.
-
Mieliśmy niedawno małą sprzeczkę…
-
Małą?! To wyglądało tak jakbyście mieli zamiar rzucić w siebie, co najmniej
Crucio!
Black
wzruszył ramionami, przemilczając to, że byłby zdolny nawet użyć zaklęcia
uśmiercającego. Przełknął głośno ślinę. Nie,
nie mógłbym tego zrobić, pomyślał spanikowany. Skłamał. Czuł, że tak
zrobił. A najgorsze było to, że mu to nie przeszkadzało. Był inny, zmienił się
od otworzenia szkatułki. Domyślał się, że to nie była przemiana na dobre, ale
nie potrafił nic na to poradzić. Zwłaszcza, że nie miał zielonego pojęcia, jaki
związek miało to z ostatnią nocą.
- Na Merlina!
Powiedz coś! – warknął, zdenerwowany Remus, zatrzymując się gwałtownie i
chwytając Syriusza za ramię.
Black zacisnął
mocno zęby i z całej siły odepchnął Lupina, który uderzył o ścianę. Zapadła
pełna napięcia cisza. Oczy Syriusza rozszerzyły się, a Remus patrzył na niego z
niedowierzaniem.
- Remusie, nie
wiem… - Złapał się za głowę.
- Co się z
tobą dzieje, Syriuszu? – spytał poważnie Prefekt, ściągając brwi.
- Tutaj
jesteście! Wszędzie was szukaliśmy. Co macie takie grobowe miny? – zawołał
wesoło James, idąc wraz z Lily i Peterem.
- My? Grobowe
miny? Może ktoś ci okulary zaczarował? – Remus uśmiechnął się szeroko,
nieszczerze, jednocześnie rzucając Syriuszowi krótkie spojrzenie.
- Widzieliście
może Marlene? – odezwała się Lily, przygryzając wargę.
- Nie. Dzisiaj
jej w ogóle nie widziałem. – Syriusz ruszył dalej. – Chodźcie, może jest pod
klasą.
*
Kiedy ze
spuszczoną głową wlokła się za nim, czuła, jak co jakiś czas obrzuca ją
spojrzeniem. Chciała zapytać, gdzie ją prowadzi i co jej chce pokazać, ale nie
potrafiła wykrztusić z siebie ani słowa.
Była zbyt przerażona tym, co się działo w jej głowie. Trwała walka myśli i
pragnień. Z jednej strony chciała raz na zawsze pozbyć się Syriusza, sprawić,
żeby cierpiał największe męki, ale z drugiej wiedziała, że to złe i właściwie
do niej nie podobne. Więc, skąd to się u niej wzięło? Otworzyła buzię, ale
wydobyło się z niej jedynie ciche westchnienie.
Z klas
dobiegały głosy nauczycieli, którzy próbowali wbić coś do głowy swoim
wychowankom, a gdzieś w oddali słychać było śpiewającego Irytka. Uniosła głowę,
kiedy Owen w końcu zatrzymał się i z poważną miną odwrócił w jej stronę. Może rzeczywiście niczego nie udaje?,
przeszło jej przez myśl, kiedy dłuższą chwilę stali w milczeniu, wpatrując się
w siebie.
- Julie?
- W porządku –
wychrypiała. Odchrząknęła. – To, gdzie mnie prowadzisz?
Ściągnął brwi,
po czym rozejrzał się, aby sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje.
- Chcę ci
pokazać komnatę, która kiedyś była azylem pewnych dziewczyn – odpowiedział
cicho, szczególnie akcentując ostatnie dwa słowa.
Weszła za nim
w ciemny, wąski korytarz. Im dalej szli, tym było coraz ciszej, aż w końcu
słyszała jedynie ich kroki i równomierne oddechy. Zatrzymali się naprzeciwko drzwi.
Julie zapomniała o wcześniejszym wydarzeniu z Syriuszem, zbyt zaintrygowana
tym, co może znajdować się po drugiej stronie. Odruchowo wyciągnęła dłoń i
nacisnęła klamkę. Drzwi cicho zaskrzypiały. Złapała się framugi, kiedy
zakręciło jej się w głowie, poczuła, jak żółć podchodzi jej do gardła. Zamknęła
oczy i zaczęła głęboko oddychać, chcąc przegonić mdłości. Ale wtedy zobaczyła
przebłysk dziewczęcej twarzy.
Mocniej
zacisnęła dłoń na framudze. Chciała otworzyć oczy, ale nie mogła. Wzdrygnęła
się, czując, jak ogarnia ją chłód, a zimny dreszcz przebiega po plecach.
Zobaczyła coś na kształt wspomnienia. Cztery dziewczyny, wesoło rozmawiając,
siedziały przy stole: jedne odrabiały lekcje, inne czytały. Julie słyszała je,
ale bardzo niewyraźnie. Beztroskie, zupełnie nieświadome przyszłości.
Otworzyła
szeroko oczy, zachwiała się.
-
Co się stało? – spytał Owen.
Pokręciła
głową i weszła w głąb pokoju. Była nieco zaskoczona, choć sama nie wiedziała,
dlaczego. Może spodziewała się czegoś bardziej mrocznego? Może spodziewała się
czarnomagicznych ksiąg i parujących śmiertelnych eliksirów? A zamiast tego,
czuło się bijące ciepło od tego pomieszczenia, gdzieniegdzie były stare zdjęcia
czterech przyjaciółek, pergaminy i inne rzeczy szkolne, kufry, osobiste rzeczy.
I choć uczennic od dawna już tu nie było, Julie wyczuwała ich obecność. Było to
nieco przytłaczające, dlatego szybko odłożyła czerwoną opaskę, czując się, jak
ktoś obcy.
Odwróciła
się w stronę Puchona, który oparty o stół, przyglądał się jej, jednocześnie nad
czymś się zastanawiając. Rozłożyła ramiona jakby chciała objąć nimi całą
komnatę.
-
To chciałeś mi pokazać? Po co?
-
Jesteś krewną Heleny, powinnaś wiedzieć. – Wzruszył ramionami. – To właśnie ona
znalazła to miejsce, zupełnie przez przypadek. Była po prostu przybita po
rozstaniu z chłopakiem i chciała się gdzieś zaszyć. Więc ukryła się tutaj, a
jej przyjaciółki wiedzione intuicją także się tutaj znalazły. Od tamtej pory
stało się to ich azylem, który zaczarowały tak, że korytarz tutaj widziały tylko
one i wybrane osoby.
Opadła
na krzesło i jeszcze raz obrzuciła pomieszczenie zaciekawionym spojrzeniem.
-
W takim razie, jakim cudem tu jesteśmy? Skąd ty to wiesz?
-
Nie wiem, wciąż próbuję się tego dowiedzieć. Może to kwestia genów? –
Zmarszczył czoło. – Wiem to od zmarłego dziadka, który notabene miał romans z
Melanią. On był dość… specyficzny.
-
Merlinie, mam wrażenie, że to jest strasznie skomplikowane. – Złapała się za
głowę.
-
Bo niestety takie jest. – Westchnął. – Słuchaj, z nimi stało się coś
strasznego, ale zanim dziadek zdążył mi o tym powiedzieć… - zawiesił głos. –
Wiem jedynie tyle, że po tym, jak otworzyły szkatułkę, zaczęły się zachowywać
względem siebie tak jak ty i Syriusz.
-
Czemu on ci to wszystko powiedział? W ogóle, nie mogłeś wspomnieć o tym
wszystkim, zanim otworzyliśmy te cholerstwo? – spytała oschle, rzucając mu
spojrzenie pełne wyrzutu.
-
Nie chciałaś mnie słuchać – wytłumaczył.
Prychnęła
ostentacyjnie, wstając. Była wściekła na siebie, że wplątała się w taką głupią
sytuację. Z jednej strony bardzo chciała dowiedzieć się, co stało się z jej
krewną i jej przyjaciółkami, ale z drugiej, musiała przyznać, była przerażona.
Nie wiedziała, jak będą wyglądały kolejne dni po otwarciu szkatułki. Czy ona i
Syriusz też znikną w niewyjaśnionych okolicznościach? Zacisnęła pieść, czując
falę niemiłego ciepła na samo wspomnienie Gryfona. W tej chwili najchętniej
opuściłabym te pomieszczenie i go odszukała, a potem… Przełknęła głośno ślinę i
odwróciła wzrok od zakurzonych kufrów.
-
Czemu on ci to wszystko powiedział? – powtórzyła pytanie.
-
Nie wiem, Julie. Po prostu mi powiedział. Może uważał, że nie powinien zabierać
tego ze sobą do grobu? – odpowiedział cicho.
Zauważyła,
że mimo wszystko chłopak był w tym wszystkim tak samo zagubiony, jak ona czy
choćby Syriusz. Ściągnęła brwi, kiedy drzwi zaskrzypiały i otworzyły się, a u
progu pojawił się Black. Wpatrzyli się w niego z niepokojem, Juliette
nieświadomie ścisnęła Owena za ramię. Gryfon był niesamowicie blady i ledwo
trzymał się na nogach, lecz, kiedy ujrzał Krukonkę, zacisnął zęby i ruszył w
jej stronę. Nie zdołał dojść. W połowie drogi, zachwiał się, oczy wywróciły się
białkami do góry i upadł na twarz.
_______
Nie będę tłumaczyć się z mojej długiej nieobecność, bo wiem, że wszyscy mamy ten sam problem: szkoła :). Ale w końcu zdołałam napisać ten rozdział, choć na początku miałam mały problem z opisami uczuć i w ogóle, żeby też nie zrobić z Syriusza i Julie jakiś psychopatów, chociaż i tak to wyjdzie potem xD.
Rozdział na moim drugim blogu pojawi się... nie wiem, kiedy, ale postaram się go dodać, jak najszybciej. To samo dotyczy nadrabiania zaległości, robię, co mogę ;).
Czyżbym była pierwsza?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że tak zostanie do końca komentarza bo mam CI kochana dużo do powiedzenia.
Na początek powiem iż najważniejsze że w końcu wróciłaś.
Wiedziałam że się nie poddasz, gdyż jesteś naprawdę zdolną pisarką i aż ja zazdroszczę Ci talentu.
Sam rozdział był dla mnie prawdziwą dawką humoru i intrygujących wydarzeń.
Oczywiście najważniejsza scena z Syriuszem i Julie.
Przez jeden moment naprawdę bałam się, że coś jej zrobi.
Wyglądał na człowieka, który ma na to wielką chęć.
Dobrze, że nie doszło do najgorszego.
I coraz bardziej intrygujesz mnie z Owenem.
Ten chłopak mi się podoba.
Wydaje się być opiekunczy a zarazem tajemniczy.
Jestem ciekawa, co dalej pokażesz w tej historii.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się dużo szybciej.
Jak zawsze trzymam za Ciebie kciuki i proszę o więcej sytuacji Syriusz&Julia.
Czytam je z wypiekami na twarzy.
Bardzo dziękuję za komentarz :).
UsuńOh, nie martw się, takich scen z nimi będzie naprawdę dużo, bo wręcz uwielbiam to opisywać. Bo właśnie takie sytuacje jest mi najłatwiej pisać, bo właściwie są najciekawsze - przynajmniej dla mnie ^.^
Hej.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze wspaniały, trzyma w napięciu.
Nie mogę się doczekać kolejnego.
PS. nominowałam cię do Liebster Award :) Więcej informacji u mnie na blogu : bractwoswitu.blogspot.com. Pozdrawiam.
Ten rozdział jest świetny, Trzyma w napięciu i jest utrzymany w dobrym klimacie. Wiem, że jeszcze nie raz ukaże się rozdział, w którym będę przeżywać tyle emocji co tutaj. ^^
OdpowiedzUsuńŻyczę weny. Pozdrawiam. ;)
Bardzo podobał mi się ten rozdział. Od początku trzymał w napięciu. W sumie od czasu, gdy przeczytałam poprzedni, ciekawa byłam co będzie w tym, już po otwarciu tej szkatułki. Jak widać, otwarcie jej miało bardzo negatywny wpływ na postacie. Jestem pewna, że to właśnie ona miała jakieś takie niepokojące właściwości, które sprawiły, że oboje zwrócili się przeciwko sobie. Może tamte dziewczyny z przeszłości też ją otworzyły wspólnie i potem doszło do jakiegoś nieszczęścia, gdy ta dziwna magia zasiała między nimi niezgodę? (Przynajmniej wnioskuję, że tak to właśnie działa).
OdpowiedzUsuńZaciekawiły mnie te hmm... zwidy Julie na początku odcinka. Czyżby zobaczyła jakiś fragment przeszłości? No i zastanawia mnie rola Owena. Ciężko mi stwierdzić, jakie ma motywacje, ale wydaje mi się podejrzany. Czemu tak bardzo się tym interesuje? Ta ciekawość jest osobliwa. I myślę, że może coś dziwacznego z tego wyniknąć.
Jak mogłaś urwać w takim momencie? Ech, ciekawe, co będzie dalej w tym pokoju i co z Syriuszem...
Tak czytam, czytam i, choć samo opowiadanie bardzo mi się podoba, jednak mam wątpliwości. Tzn. chodzi o to, że sama intryga wydaje się być ciekawa (jak to zawsze na poczatku), ale jestem ciekawa czy ty w ogóle masz jakieś zakończenie, jakiś morał albo przemyślenia na temat tego wszystkiego. Bo przecież nie piszesz po to aby pisać, prawda? Zawsze każdy chce coś tam przemycić między wierszami.
OdpowiedzUsuńNo cóż po tym czasie, który minął odkąd przeczytałam poprzednie rozdziały, chyba podeszłam do tego wszystkiego bardziej na chłodno. Teraz np. mocno zakręcony wydaje mi się sam pomysł ze szkatułką ze złymi mocami, która to nagle opętała dwójkę dzieciaków. Ja wiem, że w świecie magii to różne kwiatki mozna wymyslić, ale... no, czarna magia to dość grząski temat. Poza tym jestem bardzo ciekawa zasad całej zabawy - bo ok, Julie uczestniczy w tym ze względu na więzy krwi. Ale taki Syriusz? Tak to trochę dziwnie się czyta, bo nic tak na dobra sprawę nie wiadomo.
Za to Owena lubię, nie wiem czemu. Jego zachowanie jest mocno irracjonalne - bo niby czemu jakiś nieznajomy chłopak, którego laska zna tylko z widzenia, zdecydował się pomóc? Niby mozna to sobie tłumaczyć tym, że wie coś niecoś od dziadka, ale... no, sama nie wiem. Wole załozyć, że ma dobre serce i zwyczajnie chciał uniknąć trupa w Hogwarcie.
Jestem ciekawa też co to za siła drzemie w tej szkatule, skoro Julie i Syriusza nawiedzają mysli z pod tytułu - zabij jego/ją, bo świat się skończy, czy tam będzie tragedia.
Pozdrawiam.
Kim jestem?, wyjęczała w podświadomości. - Z tą podświadomością jest mały problem. Bo podświadomość ma to do siebie, że raczej nie zdajemy sobie sprawy z tego, co ta mała, wredna jędza przed nami ukrywa. :>
OdpowiedzUsuńSzybko skierowała swój wzrok ku lewicy i natrafiła na coś na kształt szyby, która ciągnęła się przez całą długość sadu i jeszcze dalej. Powoli wstała i jęknęła, kiedy ostry ból przeszył jej głowę. Złapała się za nią i na chwiejnych nogach podeszła tam. - Po pierwsze jak dla mnie ta 'lewica' brzmi dla mnie odrobinę dziwnie,
bo lewica zawsze kojarzy mi się tylko i wyłącznie z polityką, a po drugie chyba nie do końca zrozumiałam, gdzie leży to 'tam'.
Rozejrzała się, zastanawiając się, co ma teraz zrobić. - Jak dla mnie to drugie 'się' jest zbędne, ale mogę się mylić.
Doszła do wniosku, że najlepiej będzie zapytać się go wprost niż bawić się słowami, kombinując. - Jeśli 'niż' to 'lepiej', nie 'najlepiej'.
Póki co więcej błędów nie wyłapałam. Rozdział sam w sobie całkiem mi się podobał, aczkolwiek widać było,że te opisy uczuć akurat tutaj sprawiły Ci drobny problem. Czuję niedosyt, bo jak dla mnie było ich za mało, zwłaszcza, że obrałaś temat, jaki obrałaś, a z bohaterami dzieje się, co się dzieje. Jak na moje bardziej powinnaś unaocznić tę różnicę. Ale podoba mi się to, że nie zdecydowałaś się jak krowie na rowie opisywać bardzo dokładnie, co się stało tamtej nocy, a teraz wracasz do tego na zasadzie retrospekcji. Lubię takie zagrania. Tylko trochę to wszystko niejasne, bo jeszcze robisz to w tym momencie dosyć chaotycznie.
I, hm, nawiedza mnie nieodparte wrażenie, że zarówno Black, Owen, Julie, jak i wspomniana w zakładce Crystal - oni wszyscy są potomkami czwórki tamtych dziewczyn, które notabene same siebie nawzajem powybijały, zgadłam? :>