poniedziałek, 7 października 2013

6. Wróg




Ból niczym drobne odłamki szkła wbijał się w każdą część jej ciała, powodując niewyobrażalne męczarnie. Miała wrażenie, że jej skóra rozrywa się na drobne strzępy. Wygięła się i wydała z siebie głośny wrzask, który jednak nie odzwierciedlił jej cierpienia. Kim jestem?, wyjęczała w podświadomości. Zaczęła się rzucać, szeroko otwierając oczy. Ujrzała korony drzew, przez które przebijały się promienie słońca. Opadła na miękką i wilgotną trawę, zaczęła dyszeć.
Gdzie ja jestem?, przeszło jej przez myśl, kiedy niespodziewanie ból zaczął zanikać.
Przycisnęła dłonie do twarzy i cierpliwie czekała, aż cierpienie wreszcie ją opuści. Nie miała siły błagać o to. Nawet nie wiedziała, jak…
Kiedy gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej, zakręciło jej się w głowie, a żółć podeszła do gardła. Zacisnęła usta, aby powstrzymać mdłości, jednak duszący smród zgnilizny spowodował, że pochyliła się i zwymiotowała pomiędzy nogi. Natychmiast odsunęła się, ciężko dysząc. Rękawem otarła usta, oglądając z przerażeniem miejsce, w którym przebywała.
Znajdowała się w sadzie, gdzie po  prawej stronie był niepasujący do tego miejsca cmentarz. Im bliżej niego, tym trawa stawała się coraz bardziej żółta, a drzewa bezlistne i dziwnie powykrzywiane. Szybko skierowała swój wzrok ku lewicy i natrafiła na coś na kształt szyby, która ciągnęła się przez całą długość sadu i jeszcze dalej. Powoli wstała i jęknęła, kiedy ostry ból przeszył jej głowę. Złapała się za nią i na chwiejnych nogach podeszła tam.
Po drugiej stronie ujrzała ciemnowłosego chłopaka, który wpatrywał się w nią zagubionym wzrokiem. Zachłystnęła się powietrzem, widząc jego liczne rany i krew cieknącą po ubraniu. Czy ona też tak wyglądała? Ściągnęła brwi i niepewnie dotknęła szklanej bariery.
               - K-k-kim j-j-esteś? – wychrypiała z trudem. – Kim ja jestem? – dodała ciszej.
Chłopak pokręcił głową. Nie słyszał jej, czy może nie znał odpowiedzi? Spuściła wzrok na dłonie i ledwo powstrzymała krzyk, na widok postrzępionej skóry. Poczuła niewyobrażalne obrzydzenie, więc szybko schowała ręce za plecy. Rozejrzała się, zastanawiając się, co ma teraz zrobić. Jej wzrok, co chwila padał na upiornego anioła, który znacznie przewyższał wszystkie tablice nagrobne oraz drobne figury. I patrzył się wprost na nią. Miała ochotę uciec, ale nie wiedziała dokąd. Ponownie odwróciła się w stronę chłopaka, który tak samo jak ona, szukał jakiejś drogi ucieczki. I wtedy niespodziewanie słońce zostało przysłonięte czarną chmurą. Duszący odór był jeszcze bardziej wyczuwalny. Miejsce nagle zmieniło swój klimat, stało się mroczne i niebezpieczne, liście z drzew opadły… a anioł zniknął . Puls jej przyspieszył, była przerażona. Miała wrażenie, że czuje na karku oddech śmierci.
Niespodziewanie nastąpił głośny trzask, zatrzęsła się ziemia, zaczęła pękać pod nogami blondynki. Ze strachem spojrzała na chłopaka, u którego sytuacja była podobna. Zrobiło jej się gorąco, nie miała pojęcia, co się dzieje. I nim zdążyła choćby pisnąć, pod nią utworzyła się głęboka, ciemna dziura, w którą spadła.
Na drżących nogach podeszła do ściany i oparła o nią czoło, głęboko oddychając. Zrobiło jej się słabo, gdy napłynęły wspomnienia z nocy, kiedy razem z Syriuszem otworzyli szkatułkę. Miała nieodparte wrażenie, że od tamtej chwili coś było z nią nie tak. Jakby nie była sobą.
Nie wiedziała, co z Syriuszem, bo tego dnia nie mieli ze sobą lekcji. Miała nadzieję, że spotka go na korytarzu i…
Zabije.
Wzdrygnęła się i rozejrzała po korytarzu w poszukiwaniu osoby, która mogłaby wejść do jej głowy i namącić. Wszyscy uczniowie jednak ją mijali, w ogóle nie zauważając. A ona czuła się coraz gorzej, znacznie zbladła, obraz zaczął jej się rozmazywać. Miała wielką ochotę położyć się w miejscu, w którym teraz stała i po prostu usnąć. Zachwiała się, odruchowo opierając rękę na ścianie. Wszystko wokół niej jakby działo się w zwolnionym tempie, nastała głucha cisza.
A potem poczuła dłoń na ramieniu i wszystko wróciło do normy. Chwilę jej zajęło zorientowanie, co się stało oraz powrócenie do rzeczywistości. Ściągnęła brwi i powoli odwróciła się.
- W porządku, Julie? – spytał miękko Owen, wpatrując się w nią z troską.
Strząsnęła jego dłoń i cofnęła się. Nie podobało jej się jego zachowanie i wczorajsze słowa. Wciąż nie mogła dojść, jaka była jego rola w tym wszystkim. Irytowała ją to, że mogła bazować jedynie na hipotezach. Nie miała twardych dowodów na to, że Owen był czemukolwiek winny. Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę obchodziło go to, co się z nią działo. Prychnęła ostentacyjnie. Nienawidziła fałszywych ludzi, a on ją szczególnie denerwował z tym swoim tajemniczym zachowaniem.
- Czego chcesz? – warknęła.
Nie wydawał się być zaskoczony jej zachowaniem. Właściwie wyglądał jakby spodziewał się takiej reakcji. Głęboko wzdychając, przeczesał gęste brązowe włosy. Ściągnęła brwi, przyglądając mu się uważnie. Pomimo ogarniającej ją złości, dostrzegła, że Puchon był tego dnia niewyraźny: nie było widać pewności siebie, co stanowi jedną z jego dominujących cech. Po prostu stał zgarbiony, szary, zmęczony, z zamglonymi oczami, które przyglądały jej się uważnie. I choć na myśl przyszło jej to, że Owen być może gra, stłumiła negatywne emocje. Oparła się plecami o ścianę. Spróbowała się opanować.
- Zawsze działasz na przekór innym? – spytał z rezygnacją. – Czy jesteś świadoma tego, co wczoraj zrobiłaś?
Był wręcz nienaturalnie spokojny, mówił swobodnie, a jednak Julie poczuła jak przygniata ją waga jego słów. Czy wiedziała, co się wczoraj stało?
- Nie – wyszeptała bezmyślnie.
Wyprostował się i uniósł brwi. Krukonka odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i spojrzała na sklepienie. Doszła do wniosku, że najlepiej będzie zapytać się go wprost niż bawić się słowami, kombinując.
- Niczego nie rozumiem. A już szczególnie tego, jaki ty masz związek z tym, co się wczoraj stało. Wiesz, że po wczorajszej rozmowie zaczęłam podejrzewać cię o najgorsze? – Przekręciła głowę, zawieszając na nim wzrok. -  Przydałyby się jakieś wyjaśnienia, bez niezrozumiałych ostrzeżeń.
- Masz rację. – Wsadził dłonie do kieszeni. – Przy okazji, muszę ci coś pokazać, więc mam nadzieję, że nie przeszkadza ci zerwanie się z lekcji?
- I tak bym zerwała się, nie czuję się najlepiej. – Odepchnęła się od ściany.
- Nic dziwnego, zważywszy… Co się stało? – spytał, kiedy Julie nagle znieruchomiała i wpatrzyła się w tłum Gryfonów.
Zacisnęła pięści, czując niewyobrażalną wściekłość, która niczym Szatańska Pożoga ogarnęła jej ciało. Miała wrażenie, że cała płonie. Paznokcie prawie wbiła sobie w skórę, zazgrzytała zębami. Jej umysł stał się czystym, białym pokojem, w którym na każdej wolnej przestrzeni widniało zdjęcie Syriusza Blacka, podpisane ZABIĆ. Z początku była przerażona intensywnością tego uczucia, ale szybko to minęło. Czuła, że jej wróg zbliża się. I kiedy zobaczyła, jak wyłania się z tłumu, z Remusem Lupinem u boku, automatycznie ruszyła w jego stronę.
Syriusz także na nią patrzył. W szarych oczach widziała niebezpieczne, śmiertelne ogniki. Musiała go powstrzymać, zanim ją zabije.  Zanim sprowadzi na nas wszystkich zagładę, przemknęło jej przez myśl. Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją w stronę Gryfona, który zrobił to samo. Remus, tak samo jak i inni uczniowie, otworzył szeroko oczy z przerażenia. Black uśmiechnął się drwiąco. Chciała już wykrzyczeć zaklęcie, ale ktoś zamknął jej buzię dłonią i objął w pasie. Zaczęła się szarpać, jednak osoba wyprowadzająca ją spośród uczniów była zbyt silna. Ze wściekłością patrzyła, jak oddala się od Syriusza, któremu różdżka została zabrana przez Lupina.
Nie mogła uwierzyć, że była tak blisko i nie udało się.
Będą jeszcze okazje.
- Uspokój się! – warknął Owen, zaciągając ją do pustego, ciemnego korytarza.
Walnęła go w ramię i klatkę piersiową, chcąc uwolnić się z jego objęć i być może spróbować odnaleźć Gryfona. Mocno chwycił ją za nadgarstki, sprawiając jej przy tym niemiłosierny ból.
 - PRZESTAŃ! - rozkazał.
Syknęła, nieruchomiejąc. Spoglądała na niego z wściekłością, jednocześnie próbując się opanować. Przez ciemność zaczęła przebijać się jej świadomość, która przeganiała nienawiść i obraz twarzy Syriusza Blacka.

*
Ona chce śmierci was wszystkich. Musisz ją powstrzymać…
               Dysząc, obserwował, jak jakiś chłopak zabiera Juliette, zanim ta zdążyła rzucić zaklęcie. Krew buzowała, a emocje szalały. Już samo patrzenie na nią rozpalało w nim niewyobrażalny gniew. Miał nieodparte wrażenie, że w tej chwili, nie zabijając jej, zawiódł kogoś, pogrążył cały świat. Zacisnął pięści na szacie. Nie powstrzymał zabójczej broni i teraz przyjdzie mu za to płacić.
               Kiedy zniknęła mu z pola widzenia, rzucił wściekłe spojrzenie gapiom, którzy natychmiast odeszli, szepcząc między sobą. Zignorował zaskoczone i pytające spojrzenie Remusa, po czym ruszył w kierunku klasy od zaklęć. W miarę upływu czasu, czuł, jak napięcie i gniew go opuszcza, pozostawiając przerażenie i skołowanie. Co się z nim działo? Czemu nie przeszkadzało mu zabicie Juliette na oczach innych uczniów? Co takiego wydarzyło się tamtej nocy?
               - Co to miało być? – odezwał się w końcu Remus, z wahaniem oddając różdżkę Syriuszowi.
               - Mieliśmy niedawno małą sprzeczkę…
               - Małą?! To wyglądało tak jakbyście mieli zamiar rzucić w siebie, co najmniej Crucio!
               Black wzruszył ramionami, przemilczając to, że byłby zdolny nawet użyć zaklęcia uśmiercającego. Przełknął głośno ślinę. Nie, nie mógłbym tego zrobić, pomyślał spanikowany. Skłamał. Czuł, że tak zrobił. A najgorsze było to, że mu to nie przeszkadzało. Był inny, zmienił się od otworzenia szkatułki. Domyślał się, że to nie była przemiana na dobre, ale nie potrafił nic na to poradzić. Zwłaszcza, że nie miał zielonego pojęcia, jaki związek miało to z ostatnią nocą.
- Na Merlina! Powiedz coś! – warknął, zdenerwowany Remus, zatrzymując się gwałtownie i chwytając Syriusza za ramię.
Black zacisnął mocno zęby i z całej siły odepchnął Lupina, który uderzył o ścianę. Zapadła pełna napięcia cisza. Oczy Syriusza rozszerzyły się, a Remus patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Remusie, nie wiem… - Złapał się za głowę.
- Co się z tobą dzieje, Syriuszu? – spytał poważnie Prefekt, ściągając brwi.
- Tutaj jesteście! Wszędzie was szukaliśmy. Co macie takie grobowe miny? – zawołał wesoło James, idąc wraz z Lily i Peterem.
- My? Grobowe miny? Może ktoś ci okulary zaczarował? – Remus uśmiechnął się szeroko, nieszczerze, jednocześnie rzucając Syriuszowi krótkie spojrzenie.
- Widzieliście może Marlene? – odezwała się Lily, przygryzając wargę.
- Nie. Dzisiaj jej w ogóle nie widziałem. – Syriusz ruszył dalej. – Chodźcie, może jest pod klasą.

*
Kiedy ze spuszczoną głową wlokła się za nim, czuła, jak co jakiś czas obrzuca ją spojrzeniem. Chciała zapytać, gdzie ją prowadzi i co jej chce pokazać, ale nie potrafiła wykrztusić z siebie ani  słowa. Była zbyt przerażona tym, co się działo w jej głowie. Trwała walka myśli i pragnień. Z jednej strony chciała raz na zawsze pozbyć się Syriusza, sprawić, żeby cierpiał największe męki, ale z drugiej wiedziała, że to złe i właściwie do niej nie podobne. Więc, skąd to się u niej wzięło? Otworzyła buzię, ale wydobyło się z niej jedynie ciche westchnienie.
Z klas dobiegały głosy nauczycieli, którzy próbowali wbić coś do głowy swoim wychowankom, a gdzieś w oddali słychać było śpiewającego Irytka. Uniosła głowę, kiedy Owen w końcu zatrzymał się i z poważną miną odwrócił w jej stronę. Może rzeczywiście niczego nie udaje?, przeszło jej przez myśl, kiedy dłuższą chwilę stali w milczeniu, wpatrując się w siebie.
- Julie?
- W porządku – wychrypiała. Odchrząknęła. – To, gdzie mnie prowadzisz?
Ściągnął brwi, po czym rozejrzał się, aby sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje.
- Chcę ci pokazać komnatę, która kiedyś była azylem pewnych dziewczyn – odpowiedział cicho, szczególnie akcentując ostatnie dwa słowa.
Weszła za nim w ciemny, wąski korytarz. Im dalej szli, tym było coraz ciszej, aż w końcu słyszała jedynie ich kroki i równomierne oddechy. Zatrzymali się naprzeciwko drzwi. Julie zapomniała o wcześniejszym wydarzeniu z Syriuszem, zbyt zaintrygowana tym, co może znajdować się po drugiej stronie. Odruchowo wyciągnęła dłoń i nacisnęła klamkę. Drzwi cicho zaskrzypiały. Złapała się framugi, kiedy zakręciło jej się w głowie, poczuła, jak żółć podchodzi jej do gardła. Zamknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać, chcąc przegonić mdłości. Ale wtedy zobaczyła przebłysk dziewczęcej twarzy.
Mocniej zacisnęła dłoń na framudze. Chciała otworzyć oczy, ale nie mogła. Wzdrygnęła się, czując, jak ogarnia ją chłód, a zimny dreszcz przebiega po plecach. Zobaczyła coś na kształt wspomnienia. Cztery dziewczyny, wesoło rozmawiając, siedziały przy stole: jedne odrabiały lekcje, inne czytały. Julie słyszała je, ale bardzo niewyraźnie. Beztroskie, zupełnie nieświadome przyszłości.
               Otworzyła szeroko oczy, zachwiała się.
               - Co się stało? – spytał Owen.
               Pokręciła głową i weszła w głąb pokoju. Była nieco zaskoczona, choć sama nie wiedziała, dlaczego. Może spodziewała się czegoś bardziej mrocznego? Może spodziewała się czarnomagicznych ksiąg i parujących śmiertelnych eliksirów? A zamiast tego, czuło się bijące ciepło od tego pomieszczenia, gdzieniegdzie były stare zdjęcia czterech przyjaciółek, pergaminy i inne rzeczy szkolne, kufry, osobiste rzeczy. I choć uczennic od dawna już tu nie było, Julie wyczuwała ich obecność. Było to nieco przytłaczające, dlatego szybko odłożyła czerwoną opaskę, czując się, jak ktoś obcy.
               Odwróciła się w stronę Puchona, który oparty o stół, przyglądał się jej, jednocześnie nad czymś się zastanawiając. Rozłożyła ramiona jakby chciała objąć nimi całą komnatę.
               - To chciałeś mi pokazać? Po co?
               - Jesteś krewną Heleny, powinnaś wiedzieć. – Wzruszył ramionami. – To właśnie ona znalazła to miejsce, zupełnie przez przypadek. Była po prostu przybita po rozstaniu z chłopakiem i chciała się gdzieś zaszyć. Więc ukryła się tutaj, a jej przyjaciółki wiedzione intuicją także się tutaj znalazły. Od tamtej pory stało się to ich azylem, który zaczarowały tak, że korytarz tutaj widziały tylko one i wybrane osoby.
               Opadła na krzesło i jeszcze raz obrzuciła pomieszczenie zaciekawionym spojrzeniem.
               - W takim razie, jakim cudem tu jesteśmy? Skąd ty to wiesz?
               - Nie wiem, wciąż próbuję się tego dowiedzieć. Może to kwestia genów? – Zmarszczył czoło. – Wiem to od zmarłego dziadka, który notabene miał romans z Melanią. On był dość… specyficzny.
               - Merlinie, mam wrażenie, że to jest strasznie skomplikowane. – Złapała się za głowę.
               - Bo niestety takie jest. – Westchnął. – Słuchaj, z nimi stało się coś strasznego, ale zanim dziadek zdążył mi o tym powiedzieć… - zawiesił głos. – Wiem jedynie tyle, że po tym, jak otworzyły szkatułkę, zaczęły się zachowywać względem siebie tak jak ty i Syriusz.
               - Czemu on ci to wszystko powiedział? W ogóle, nie mogłeś wspomnieć o tym wszystkim, zanim otworzyliśmy te cholerstwo? – spytała oschle, rzucając mu spojrzenie pełne wyrzutu.
               - Nie chciałaś mnie słuchać – wytłumaczył.
               Prychnęła ostentacyjnie, wstając. Była wściekła na siebie, że wplątała się w taką głupią sytuację. Z jednej strony bardzo chciała dowiedzieć się, co stało się z jej krewną i jej przyjaciółkami, ale z drugiej, musiała przyznać, była przerażona. Nie wiedziała, jak będą wyglądały kolejne dni po otwarciu szkatułki. Czy ona i Syriusz też znikną w niewyjaśnionych okolicznościach? Zacisnęła pieść, czując falę niemiłego ciepła na samo wspomnienie Gryfona. W tej chwili najchętniej opuściłabym te pomieszczenie i go odszukała, a potem… Przełknęła głośno ślinę i odwróciła wzrok od zakurzonych kufrów.
               - Czemu on ci to wszystko powiedział? – powtórzyła pytanie.
               - Nie wiem, Julie. Po prostu mi powiedział. Może uważał, że nie powinien zabierać tego ze sobą do grobu? – odpowiedział cicho.
               Zauważyła, że mimo wszystko chłopak był w tym wszystkim tak samo zagubiony, jak ona czy choćby Syriusz. Ściągnęła brwi, kiedy drzwi zaskrzypiały i otworzyły się, a u progu pojawił się Black. Wpatrzyli się w niego z niepokojem, Juliette nieświadomie ścisnęła Owena za ramię. Gryfon był niesamowicie blady i ledwo trzymał się na nogach, lecz, kiedy ujrzał Krukonkę, zacisnął zęby i ruszył w jej stronę. Nie zdołał dojść. W połowie drogi, zachwiał się, oczy wywróciły się białkami do góry i upadł na twarz.

_______

Nie będę tłumaczyć się z mojej długiej nieobecność, bo wiem, że wszyscy mamy ten sam problem: szkoła :). Ale w końcu zdołałam napisać ten rozdział, choć na początku miałam mały problem z opisami uczuć i w ogóle, żeby też nie zrobić z Syriusza i Julie jakiś psychopatów, chociaż i tak to wyjdzie potem xD. 
Rozdział na moim drugim blogu pojawi się... nie wiem, kiedy, ale postaram się go dodać, jak najszybciej. To samo dotyczy nadrabiania zaległości, robię, co mogę ;).

7 komentarzy:

  1. Czyżbym była pierwsza?
    Mam nadzieję że tak zostanie do końca komentarza bo mam CI kochana dużo do powiedzenia.
    Na początek powiem iż najważniejsze że w końcu wróciłaś.
    Wiedziałam że się nie poddasz, gdyż jesteś naprawdę zdolną pisarką i aż ja zazdroszczę Ci talentu.
    Sam rozdział był dla mnie prawdziwą dawką humoru i intrygujących wydarzeń.
    Oczywiście najważniejsza scena z Syriuszem i Julie.
    Przez jeden moment naprawdę bałam się, że coś jej zrobi.
    Wyglądał na człowieka, który ma na to wielką chęć.
    Dobrze, że nie doszło do najgorszego.
    I coraz bardziej intrygujesz mnie z Owenem.
    Ten chłopak mi się podoba.
    Wydaje się być opiekunczy a zarazem tajemniczy.
    Jestem ciekawa, co dalej pokażesz w tej historii.
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się dużo szybciej.
    Jak zawsze trzymam za Ciebie kciuki i proszę o więcej sytuacji Syriusz&Julia.
    Czytam je z wypiekami na twarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :).
      Oh, nie martw się, takich scen z nimi będzie naprawdę dużo, bo wręcz uwielbiam to opisywać. Bo właśnie takie sytuacje jest mi najłatwiej pisać, bo właściwie są najciekawsze - przynajmniej dla mnie ^.^

      Usuń
  2. Hej.
    Rozdział jak zawsze wspaniały, trzyma w napięciu.
    Nie mogę się doczekać kolejnego.
    PS. nominowałam cię do Liebster Award :) Więcej informacji u mnie na blogu : bractwoswitu.blogspot.com. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział jest świetny, Trzyma w napięciu i jest utrzymany w dobrym klimacie. Wiem, że jeszcze nie raz ukaże się rozdział, w którym będę przeżywać tyle emocji co tutaj. ^^
    Życzę weny. Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podobał mi się ten rozdział. Od początku trzymał w napięciu. W sumie od czasu, gdy przeczytałam poprzedni, ciekawa byłam co będzie w tym, już po otwarciu tej szkatułki. Jak widać, otwarcie jej miało bardzo negatywny wpływ na postacie. Jestem pewna, że to właśnie ona miała jakieś takie niepokojące właściwości, które sprawiły, że oboje zwrócili się przeciwko sobie. Może tamte dziewczyny z przeszłości też ją otworzyły wspólnie i potem doszło do jakiegoś nieszczęścia, gdy ta dziwna magia zasiała między nimi niezgodę? (Przynajmniej wnioskuję, że tak to właśnie działa).
    Zaciekawiły mnie te hmm... zwidy Julie na początku odcinka. Czyżby zobaczyła jakiś fragment przeszłości? No i zastanawia mnie rola Owena. Ciężko mi stwierdzić, jakie ma motywacje, ale wydaje mi się podejrzany. Czemu tak bardzo się tym interesuje? Ta ciekawość jest osobliwa. I myślę, że może coś dziwacznego z tego wyniknąć.
    Jak mogłaś urwać w takim momencie? Ech, ciekawe, co będzie dalej w tym pokoju i co z Syriuszem...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak czytam, czytam i, choć samo opowiadanie bardzo mi się podoba, jednak mam wątpliwości. Tzn. chodzi o to, że sama intryga wydaje się być ciekawa (jak to zawsze na poczatku), ale jestem ciekawa czy ty w ogóle masz jakieś zakończenie, jakiś morał albo przemyślenia na temat tego wszystkiego. Bo przecież nie piszesz po to aby pisać, prawda? Zawsze każdy chce coś tam przemycić między wierszami.
    No cóż po tym czasie, który minął odkąd przeczytałam poprzednie rozdziały, chyba podeszłam do tego wszystkiego bardziej na chłodno. Teraz np. mocno zakręcony wydaje mi się sam pomysł ze szkatułką ze złymi mocami, która to nagle opętała dwójkę dzieciaków. Ja wiem, że w świecie magii to różne kwiatki mozna wymyslić, ale... no, czarna magia to dość grząski temat. Poza tym jestem bardzo ciekawa zasad całej zabawy - bo ok, Julie uczestniczy w tym ze względu na więzy krwi. Ale taki Syriusz? Tak to trochę dziwnie się czyta, bo nic tak na dobra sprawę nie wiadomo.
    Za to Owena lubię, nie wiem czemu. Jego zachowanie jest mocno irracjonalne - bo niby czemu jakiś nieznajomy chłopak, którego laska zna tylko z widzenia, zdecydował się pomóc? Niby mozna to sobie tłumaczyć tym, że wie coś niecoś od dziadka, ale... no, sama nie wiem. Wole załozyć, że ma dobre serce i zwyczajnie chciał uniknąć trupa w Hogwarcie.
    Jestem ciekawa też co to za siła drzemie w tej szkatule, skoro Julie i Syriusza nawiedzają mysli z pod tytułu - zabij jego/ją, bo świat się skończy, czy tam będzie tragedia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kim jestem?, wyjęczała w podświadomości. - Z tą podświadomością jest mały problem. Bo podświadomość ma to do siebie, że raczej nie zdajemy sobie sprawy z tego, co ta mała, wredna jędza przed nami ukrywa. :>
    Szybko skierowała swój wzrok ku lewicy i natrafiła na coś na kształt szyby, która ciągnęła się przez całą długość sadu i jeszcze dalej. Powoli wstała i jęknęła, kiedy ostry ból przeszył jej głowę. Złapała się za nią i na chwiejnych nogach podeszła tam. - Po pierwsze jak dla mnie ta 'lewica' brzmi dla mnie odrobinę dziwnie,
    bo lewica zawsze kojarzy mi się tylko i wyłącznie z polityką, a po drugie chyba nie do końca zrozumiałam, gdzie leży to 'tam'.
    Rozejrzała się, zastanawiając się, co ma teraz zrobić. - Jak dla mnie to drugie 'się' jest zbędne, ale mogę się mylić.
    Doszła do wniosku, że najlepiej będzie zapytać się go wprost niż bawić się słowami, kombinując. - Jeśli 'niż' to 'lepiej', nie 'najlepiej'.
    Póki co więcej błędów nie wyłapałam. Rozdział sam w sobie całkiem mi się podobał, aczkolwiek widać było,że te opisy uczuć akurat tutaj sprawiły Ci drobny problem. Czuję niedosyt, bo jak dla mnie było ich za mało, zwłaszcza, że obrałaś temat, jaki obrałaś, a z bohaterami dzieje się, co się dzieje. Jak na moje bardziej powinnaś unaocznić tę różnicę. Ale podoba mi się to, że nie zdecydowałaś się jak krowie na rowie opisywać bardzo dokładnie, co się stało tamtej nocy, a teraz wracasz do tego na zasadzie retrospekcji. Lubię takie zagrania. Tylko trochę to wszystko niejasne, bo jeszcze robisz to w tym momencie dosyć chaotycznie.
    I, hm, nawiedza mnie nieodparte wrażenie, że zarówno Black, Owen, Julie, jak i wspomniana w zakładce Crystal - oni wszyscy są potomkami czwórki tamtych dziewczyn, które notabene same siebie nawzajem powybijały, zgadłam? :>

    OdpowiedzUsuń