Wciągnęła powietrze, spoglądając z grymasem i mieszaniną uczuć na
leżącego Syriusza. Jeszcze mocniej ścisnęła ramię Owena, boleśnie wbjając w nie
paznokcie, lecz chłopak zdawał się tego nie zauważyć. Jego blada twarz wyrażała
głęboki szok. Wysunął ramię z ciasnych objęć Julie i podszedł do Gryfona. Nawet
nie drgnęła, kiedy Puchon ukląkł przy nieprzytomnym chłopaku i przewrócił go na
plecy. Skóra Syriusza była niemal przezroczysta, usta fioletowe, a on sam
wyglądał jakby nie oddychał.
- Trzeba zabrać go do… Julie? – W
jego głosie zabrzmiało niedowierzanie, kiedy spojrzał na nią ze ściągniętymi
brwiami. – Czemu uśmiechasz się w taki sposób?
Powinna być zdezorientowana, skonsternowana,
ponieważ nie wiedziała, kiedy na jej twarz wpłynął uśmiech… ale czuła jedynie
chłodną obojętność i stoicki spokój. Jej myśli zaczęły biec w tym kierunku, co
nie powinny. Próbowała się tym przerazić, starał się zmienić uśmiech w grymas,
ale miała wrażenie, że odcięto ją od jej ciała i zamknięto w małym pudełku,
gdzie przez dziurkę mogła podglądać, co ktoś robił z jej ciałem i umysłem.
Skuliła się w sobie, ale zewnętrzna postawa wciąż wyrażała chłód i
protekcjonalny dystans.
- Przecież nie musimy się nim
przejmować. To tylko chwilowe omdlenie, więc jeśli go tu zostawimy, wkrótce… się obudzi. – Stanęła nad nimi,
krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-
Merlinie, już kompletnie oszalałaś. Czy ty siebie słyszysz? Jeśli nie
chcesz pomóc, to odsuń się i nie przeszkadzaj – warknął, z łatwością przerzucając
sobie Syriusza przez ramię.
Zignorowała
go i otworzyła mu drzwi. Opuścił pomieszczenie, cały spięty, nawet na nią nie
patrząc. Szła tuż za nim, z nienawiścią spoglądając na nieprzytomnego bruneta.
Zastanawiała się, dlaczego stracił przytomność i czy powód, dla którego to się
stało, był śmiertelny. Nie ukrywała, że miała nadzieję, iż był. Ręka
niesamowicie ją świerzbiła na myśl o różdżce spoczywającej w kieszeni.
Przygryzła wargę. Ale nie mogła tego zrobić. W jakiś niewyjaśniony sposób obecność
Owena ją przed tym powstrzymywała.
Jej uśmiech zbladł, kiedy Julie
w końcu otrzeźwiała i zdała sobie sprawę, że znowu może kontrolować swoje ciało.
Pozostała jednak obojętna, obawiając się, że inaczej puściłaby w stronę Blacka zabójcze
zaklęcie.
Niedaleko Skrzydła Szpitalnego,
poczuła, że dystans pomiędzy nią a Owenem był niesamowicie duży i mimo wszystko
nie spodobało jej się to, bo zrozumiała, że bez niego będzie zgubiona. Tylko on
miał pojęcie o tym, co się stało i tylko on mógł pomóc jej… im.
Zabij go.
- Zamknij się! – krzyknęła,
zakrywając uszy dłońmi.
Owen zatrzymał się i spojrzał na
nią z mieszaniną zaskoczenia i troski.
- Julie, co ty wyprawiasz? –
spytał, rozglądając się po pustym korytarzu z roztargnieniem.
- Nic… - Zwinęła dłonie w pięści
i spuściła ręce wzdłuż ciała w geście zrezygnowania. – Zanieś go do
pielęgniarki – powiedziała cicho, opierając się o ścianę.
Chłopak jeszcze przez chwilę stał
w miejscu jakby zastanawiał się, co miał zrobić. Ostatecznie, westchnął głęboko
i rozkazał jej, żeby tu na niego poczekała, po czym szybkim krokiem odszedł.
Odczekała, aż zniknie jej z pola
widzenia, po czym niemal biegiem ruszyła w stronę Wieży Ravenclawu, całkowicie
ignorując jego rozkaz.
*
Otworzyła oczy w momencie, kiedy
na zegarze wybiła godzina pierwsza. W pomieszczeniu słychać było równomierne
oddechy innych współlokatorek, co jakiś czas jedna z nich pochrapywała bądź
mamrotała coś przez sen. Dormitorium oświetlał księżyc, dzięki czemu Julie
wyraźnie widziała swoje koleżanki. Zadrżała, odczuwając przejmujące zimno.
Podniosła się do pozycji siedzącej i potarła ramiona, czując jak wyskakuje jej
gęsia skórka. Z grymasem, dostrzegła, że ktoś nie zamknął okna na noc.
Niechętnie opuściła łóżko i
zatrzasnęła okno z głuchym hukiem. Zanim ponownie położyła się spać, schyliła
się po kołdrę, którą najwyraźniej skopała podczas snu. Przeczesała włosy,
rozglądając się w poszukiwaniu… czego ona właściwie szukała? Z głębokim
westchnięciem, opadła na łóżko i odruchowo podniosła dłoń do dekoltu, ale
niczego tam nie było. Klucz, który jeszcze niedawno mocno ściskała, aby mieć
pewność, że wciąż tam był, zaginął. Albo
został zniszczony.
Zamyślona,
spojrzała w okno, na jaśniejący księżyc i gwiazdy ukryte w jego chwale. Ogarnął
ją melancholijny nastrój, pozwoliła myślom płynąć swobodnie i niknąć w
najgłębszych czeluściach jej umysłu. W miarę upływu czasu poczuła, jak senność
ją opuszcza – wypełniła ją dziwna energia, tak silna, że miała wrażenie, iż
jaśnieje.
Ciekawe, co z Syriuszem, wychwyciła jedną z myśli i uczepiła się
jej tak mocno jakby wypuszczenie jej miało spowodować nagłą śmierć.
Idź sprawdzić.
Zmarszczyła czoło, stwierdzając,
że po raz pierwszy to coś miało
rację. Założyła ciemnozieloną bluzę z kapturem, która leżała na krześle i
chwyciła różdżkę z szafki nocnej, po czym po cichu, na bosaka, opuściła
pomieszczenie.
Dopiero, po zbiegnięciu po
schodach i zatrzymaniu się na zimnej podłodze, zaczęła wyklinać się za to, że
zapomniała butów. Machnęła krótko różdżką i przywołała nieco zabłocone granatowe
adidasy. Szybko je założyła i wcisnęła sznurówki do środka. Ruszyła powoli,
rozglądając się uważnie, aby przypadkiem nie natknąć się na jakiegoś
nauczyciela, Filcha, czy panią Norris.
Przez to, że wcześniej nie
zaczekała na Owena na korytarzu, nie wiedziała, w jakim stanie był Black i czy
już nie wrócił do Wieży Gryffindoru. Westchnęła zirytowana, miała ochotę walnąć
się w głowę za tamą ucieczkę. Po co to zrobiła?
Kiedy zauważyła w ciemności
znajome żółte ślepia, zatrzymała się i zaczerpnęła powietrza. Rozejrzała się,
aby upewnić się, że Filcha nigdzie nie ma, po czym zacisnęła dłoń na różdżce i
rzuciła w kotkę zaklęcie, które unieruchomiło ją na kilka minut, po czym ukryła
ją za posągiem. Odchodząc szybkim krokiem, nie obejrzała się.
Po kilku minutach była już przy
łóżku Syriusza. W pomieszczeniu znajdowali się tylko oni, a panująca tu cisza,
przerywana, co jakiś czas pochrapywaniem Blacka, trochę ciążyła Julie.
Wiedziała, że musiała uważać, bo choćby najmniejszy hałas mógłby zbudzić
pielęgniarkę, która miała niesamowicie dobry słuch.
Spojrzała na spokojną i bladą
twarz Syriusza. Na jego widok czuła czystą irytację i furię. Gorąco
rozprzestrzeniało się po jej ciele za każdym razem, kiedy choćby o nim pomyślała.
Zacisnęła usta i przejechała opuszkami palców po jego policzku. Mimowolnie
uśmiechnęła się zjadliwie, jej chłodne oczy zabłyszczały złowieszczo.
- Taki piękny – szepnęła cierpko,
przechylając głowę. – Szkoda trochę marnować taki cudowny twór natury, a
jednak… pod tą zdradziecką powłoką ukrywa się zło w czystej postaci –
wysyczała, akcentując ostatnie słowa.
Wystarczą tylko dwa słowa, aby to zakończyć. Avada Kedavra i po
wszystkim, pomyślała.
Chwilę później odkryła, że jej
usta od kilku sekund układają się i wypowiadają w kółko te same wyrazy niczym
złowrogą mantrę. Odsunęła się i z błyskiem w oku spojrzała na różdżkę
skierowaną w dół. Wystarczy ją tylko lekko podnieść, aby…
- Panno Hartley, co panienka tu
robi? Na Merlina, jest druga w nocy! – powiedziała zbulwersowana pielęgniarka,
podpierając się pod biodra.
Blondynka znieruchomiała i
kompletnie zdezorientowana rozejrzała się po Skrzydle Szpitalnym, ostatecznie
zawieszając wzrok na niskiej kobiecie w średnim wieku, z rozczochranymi blond
włosami. Nabrała powietrza, nie wiedząc, co powiedzieć. Miała wrażenie, że
dostała w twarz i przez to obudziła się z transu.
Kłam.
Zrobiło
jej się gorąco, kiedy wpatrywała się w surową twarz, poznaczoną kilkoma
bliznami.
- Ja… Syriusz jest moim
przyjacielem i nie mogłam spać, nie wiedząc, czy nic mu nie jest. Bardzo się o
niego martwiłam. Przepraszam – skłamała, starając się użyć jak najbardziej
skruszonego tonu.
O dziwo, pielęgniarka uwierzyła,
ponieważ wyraz jej twarz złagodniał. Podeszła do Julie, chwyciła ją za ramię i
zaczęła prowadzić w kierunku wyjścia.
- Pan Black był po prostu
osłabiony, nic mu nie będzie. Nie martw się, kochanie, rano zobaczysz go na śniadaniu. Przekażę mu,
że byłaś – poinformowała ją i wypchnęła za drzwi.
- Dobranoc – burknęła Hartley, ze
złością spoglądając na drzwi. Miała ochotę krzyczeć i walić głową o ścianę.
Co się z nią działo? Czemu
chciała zabić Syriusza? I dlaczego była wściekła… ponieważ jej się to nie
udało? Pobladła i osunęła się na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach. Przez
chwilę siedziała nieruchomo, nierównomiernie oddychając i wsłuchując się w
ciszę panującą w zamku. Pomyślała, że jeszcze w życiu nie wpakowała się w
równie beznadziejną i zagmatwaną sytuację jak ta. Czuła taką dezorientację, że
niemal kręciło się jej w głowie.
W końcu podniosła głowę i opierając się o ścianę, wstała. Powoli, ze
spuszczoną głową ruszyła w stronę Wieży Ravenclawu. Uznała, że rano musi
przycisnąć Owena, żeby powiedział jej więcej. Wiedziała, że on miał w zanadrzu
jeszcze inne informacje, których z jakiegoś powodu nie chciał jej wyjawić. Na pewno miał.
*
Kiedy Syriusz wrócił ze Skrzydła Szpitalnego do dormitorium, nie zastał
już tam swoich przyjaciół. Chwycił więc torbę z książkami i udał się na
śniadanie. W brzuchu burczało mu przez całą drogę, jednak kompletnie to
ignorował, rozmyślając o wczorajszym dniu i tym, czego dowiedział się od
pielęgniarki.
Nie miał wątpliwości, co do tego, z jakiego powodu Juliette przyszła w
nocy do Skrzydła Szpitalnego. Fakt, że spał, wcale nie musiał oznaczać, że jej
nie słyszał. Pamiętał dokładnie każde jej słowo, powoli smakował go i… Nie! Potrząsnął głową. Zacisnął zęby.
Cokolwiek to było, musiał nad tym panować – w przeciwnym razie nie będzie
dobrze, jeśli pozabijają się na oczach wszystkich. Chociaż z drugiej strony…
Mruknął z irytacją i wszedł do Wielkiej Sali. Jego wzrok od razu
powędrował ku Juliette, która, zamyślona, wpatrywała się w coś ponad głową
siedzącej naprzeciwko niej osoby. W pewnym momencie odwróciła się w jego
stronę. Nawet z takiej odległości mógł doskonale zobaczyć złowieszczy błysk w
jej oczach i enigmatyczny uśmiech. Odwzajemnił spojrzenie i usiadł obok Jamesa,
który, widząc go, zakrztusił się tostem. Remus poklepał go po plecach i z
troską przyjrzał się Blackowi.
- Co się wczoraj stało, Łapo?
- Nie wiem, miałem chyba chwilowe niedotlenienie – mruknął, nakładając
sobie jajecznicy. – Możemy o tym nie rozmawiać?
Jego przyjaciele westchnęli głęboko, ale już więcej nie poruszyli tego
tematu. Zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza, co wśród nich było rzeczą
niezwykle rzadką. Nie przeszkadzało to jednak Syriuszowi, który nie miał tego
dnia ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Pragnął jedynie, aby ten dzień, jak
najszybciej się skończył i żeby nie natknął się na Hartley. Oczywiście
wiedział, że jak zwykle wszystko potoczy się wbrew niemu.
- Hej, chłopaki – powiedziała Lily, niespodziewanie pojawiając się za
Jamesem.
Okularnik uśmiechnął się szeroko i odchylił głowę do tyłu, cielęcym
wzrokiem spoglądając na rudowłosą.
- To moja pani, to moja
kochanka! O! gdyby mogła wiedzieć, czym jest dla mnie! – powiedział
teatralnym głosem James.
Lily spojrzała na niego zszokowana, następnie przeniosła swój wzrok na
jego przyjaciół, którzy zaczęli kaszleć, aby ukryć śmiech. Nawet Syriusz,
pomimo paskudnego humoru, nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc kolejny głupi
numer przyjaciela.
- J-James? – zająkała się.
- Cicho! coś mówi. O! mów,
mów dalej, uroczy aniele! – kontynuował śpiewnym głosem, uśmiechając się
niewinnie.
- Na Merlina, co wyście mu zrobili?! – Położyła mu dłoń na ramieniu i
potrząsnęła nim. – James, co ci jest?
- Mamże przemówić czy też słuchać
dalej? – Udał, że się zastanawia.
- Wybacz, Lily, wczoraj powiedziałem mu kilka… pouczających słów, a
Peter – spojrzał z wyrzutem na Glizdogona – rzucił w niego tą mugolską książką Romeo i Julia, którą akurat sobie
czytałem i nie sądziłem, że on weźmie to wszystko do siebie… tak dosłownie. –
Kąciki jego ust drgnęły.
- Teraz powinnaś powiedzieć: Bo
moja miłość równie jest głęboka
jak morze, równie jak ono bez końca – poinformował ją Potter, unosząc brwi. – No, czekam… -Zacmokał.
jak morze, równie jak ono bez końca – poinformował ją Potter, unosząc brwi. – No, czekam… -Zacmokał.
- Ogarnij się, Potter, bo nie mam nastroju. I błagam cię, nie cytuj już
tego, bo obiecuję, że walnę cię jakąś klątwą – burknęła, krzyżując ręce na
klatce piersiowej.
James zrobił urażoną minę. Przez chwilę wyglądał jakby chciał coś
powiedzieć, ale ostatecznie powrócił do śniadanie, mrucząc coś pod nosem.
- Więc, czy widzieliście Marlene? Mam do niej ważną sprawę, a nigdzie
nie mogę jej znaleźć.
- Przykro mi, Lily, ale nigdzie jej nie widzieliśmy – odpowiedział Remus,
uśmiechając się do niej przepraszająco.
Rudowłosa westchnęła zrezygnowana i odeszła. Potter spojrzał za nią z
mieszaniną uczuć, po czym odezwał się zbolałym tonem.
- Co ja robię nie tak? Myślałem, że kobiety lubią romantycznych
facetów.
- To prawda, ale słowa Romea w twoich ustach brzmią jak kiepski żart –
powiedział Remus i uśmiechnął się lekko, widząc wściekły wyraz twarzy
okularnika. – Przykro mi, stary, ale najwyraźniej musisz znaleźć inny sposób.
Potter prychnął pod nosem i wstał.
- Idę pod klasę, idzie ktoś?
Syriusz kiwnął głową i obaj ramię w ramię opuścili Wielką Salę. Black
widział w oddali Lily, która rozmawiała z kilkoma osobami, bez wątpienia na
temat McKinnon. Kątem oka zaobserwował, jak James spoglądał na niego co chwila,
otwierając i zamykając buzię jakby chciał coś powiedzieć, ale bał się. Czarnowłosy
wywrócił oczami.
- No dobra, Rogaczu, wykrztuś to z siebie.
- Co się dzieje, Syriuszu? – zapytał niepewnie Potter. – Mam wrażenie,
że o czymś mi… nam nie mówisz.
- Nic się nie dzieje, naprawdę. Nie mam przed wami żadnych sekretów, w
końcu jesteśmy drużyną, no nie? – skłamał, uśmiechając się szeroko,
nieszczerze.
- Łapo… po prostu wydaje mi się, że pomiędzy nami wyrasta jakiś mur…
- Teraz będziemy rozmawiać o uczuciach? Serio? – Uniósł brwi.
James wypuścił ze świstem powietrze.
- Tak! Nawet, jeśli będzie trzeba, to cię przytulę! Powiedz mi tylko,
co się z tobą dzieje! – Wyrzucił ręce do góry.
Syriusz nie odzywał się aż do momentu, kiedy doszli pod klasę, gdzie
zgromadziła się już duża grupka uczniów.
- Wiesz co? Nie czytaj więcej książek, bo mózg ci wyżerają – odparł w
końcu Black.
Potter zacisnął usta i oparł się o ścianę. Na jego twarzy widoczna była
frustracja. Kiedy dotarła reszta Huncwotów, James rzucił porozumiewawcze i
pełne zrezygnowania spojrzenie Lupinowi, po czym zeszli na neutralny grunt i
zaczęli rozmawiać o tym, co dzieje się poza murami Hogwartu. Wymieniali się
informacjami, jakie zasłyszeli, czy też wyczytali o rosnącym w siłę Voldemorcie
oraz o jego poplecznikach.
Syriusz postanowił wziąć udział w rozmowie, aby jego przyjaciele ponownie
nie zaczęli się go czepiać. Nie miał zielonego pojęcia, co mógłby im
powiedzieć, dlatego starał się zachowywać, jak najnormalniej i omijać wzrokiem
Juliette, która stała gdzieś w kącie z koleżanką i rozmawiała z nią o czymś
przyciszonym głosem.
W końcu przyszła McGonagall, która, obrzucając ich surowym spojrzeniem,
otworzyła drzwi do klasy i gwałtownie odskoczyła do tyłu, z głuchym krzykiem.
Wśród innych uczniów dało się słyszeć piski, krzyki, a potem przerażone głosy i
szepty. Syriusz przecisnął się do przodu, aby sprawdzić, co wywołało takie
poruszenie. Przepchnął się łokciem przez dwóch rosłych Krukonów i wypadł na początek,
dosłownie w tym samym momencie, co Julie. Posłali sobie obojętne spojrzenia, a
następnie odwrócili głowy. Momentalnie pobladł.
Na podłodze leżała znajoma mu Gryfonka, w kałuży krwi. Jej ubranie
zostało postrzępione, kończyny wykręcone pod dziwnym kątem. Żółć podeszła mu do
gardła, kiedy zauważył, że głowę oddzielono od reszty ciała. Puste oczy były
szeroko otwarte, usta ułożone w martwym
krzyku. Cofnął się o krok, zaciskając usta.
- Marlene! – usłyszał zapłakany głos Lily, która niespodziewanie
pojawiła się obok niego. Została jednak szybko pochwycona przez Jamesa, który
przytulił ją do siebie i zaczął jej szeptać na ucho. Cała drżała, szlochając.
Wstrząśnięty, przeniósł spojrzenie na poszarzałą twarz Juliette. Przez
chwilę wpatrywali się w siebie z niemym porozumieniem, aż blondynka w końcu
zerwała kontakt wzrokowy i zniknęła w tłumie uczniów.
____________
Wow, to sobie zafundowałam urlop 5-tygodniowy O.O Od razu mówię, że nie było to zamierzone i nawet, nie wiedziałam, że aż tyle minęło od dodania ostatniego rozdziału. To straszne... Ale w końcu jestem, z nowym zapałem, bo wreszcie poukładałam sobie wszystko, jak trzeba :D.
Ostrzegam także, bo już jedna osoba zwróciła mi na to uwagę, że Syriusz i Julie będą zachowywać się naprawdę dziwnie. Jest to całkowicie zamierzone... i mam z tego niezłą radochę. Serio, nie sądziłam, że tak fajnie opisuje się niezrównoważone osoby.
No dobra, to ja spadam dalej pisać rozdział na drugiego bloga i... naprawdę przepraszam Was za taką zwłokę, o ile jeszcze ktoś to czyta (:
Pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWow. Ten rozdział mnie przeraża, ale pisz, pisz dalej, ponieważ muszę wiedzieć, kto zabił i dlaczego. :D
OdpowiedzUsuńProszę, tylko nie zabijaj Huncwotów i nauczycieli.
Życzę weny i pozdrawiam. :)
Przeczytałam ^^.
OdpowiedzUsuńRozdział był bardzo fajny, serio. Faktycznie i Syriusz, i Julie zachowują się bardzo dziwnie, zupełnie jakby otworzenie tamtej szkatułki coś im poprzestawiało w głowach. Kojarzę podobny motyw z jakiejś książki, że też ktoś zobaczył jakiś dziwny przedmiot, i po tym mu kompletnie odwaliło. Ale podoba mi się to, bo jeszcze nie spotkałam ff z takim motywem (a ostatnio jakoś tak lubię motyw szalonych postaci, sama też będę mieć u siebie, ale u mnie to szaleństwo wyniknie z zupełnie innych okoliczności i będzie wyglądać inaczej).
Ale to jest dość niepokojące. Skoro i Julie, i Syriusz nagle zaczęli darzyć się tak negatywnymi emocjami, nie wiadomo, co im może później odwalić, chyba, że się jakoś ogarną, ale myślę, że to nie będzie takie proste.
No i ciekawe, co z tą Marlene, kto mógł zrobić coś takiego i czy ma to związek z tamtą tajemnicą sprzed lat. Pewnie jakiś ma; trochę za dużo jak na zbieg okoliczności. Tylko ciekawe, dlaczego ona? I jak będzie wyglądać sytuacja w Hogwarcie po takim w sumie dość poważnym incydencie.
Akcja się zagęszcza, nadchodzą komplikacje. Opowiadanie coraz bardziej wciąga i jest inne niż większość historii o Huncwotach, co mnie cieszy. Masz dużo takich typowych rzeczy, jak podrywanie Lily przez Jamesa czy coś, ale za to Syriusz nie jest taki do końca stereotypowy. Jeśli chodzi o styl, też jest dużo lepiej niż w twoim pierwszym opowiadaniu, które czytałam bodajże w zeszłym roku (?).
Ogólnie wrażenia po czytaniu były jak najbardziej pozytywne, więc ciekawi mnie, co się wydarzy później ^^.
Oczywiście że czyta kochana!
OdpowiedzUsuńJa czytam.
Przerwałaś w takim momencie, że bałam się o los kochanego Syriusza.
Na całe szczęście nie zrobiłaś mu nic złego i bardzo dobrze.
Ciekawa jestem co będzie z Juliette.
Ta dziewczyna nie ma łatwo z tym swoim mrocznym cieniem.
Mam nadzieję, że w końcu opowie mu o swoich problemach.
Nie może sama walczyć z tym złem.
Coraz bardziej lubię Juliette.
I podobają mi sie też relacje Jamesa i Lily.
Nie są mdłe ani też zbyt konfliktowe.
Wszystko fantastycznie tonujesz.
I ta końcówka.
Syriusz na pewno coś jej pomoże.
W ogóle ta przerwa ci się przydała ale nie rób jej więcej.
Normalnie lubię to opowiadanie i czekam na ciąg dalszy!
Owen zabił Marlene - to pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, nie wiedzieć skąd i czemu. Jest tak bardzo abstrakcyjna, że nawet nie śmiem wierzyć, że może być choć odrobinę prawdziwa, jednak moja niedorzeczność tak mnie rozbawiła, że postanowiłam się tym z Tobą podzielić.
OdpowiedzUsuńRozdział sam w sobie intryguje, jak zwykle pozostawiasz wiele niedopowiedzeń i urywasz w wyjątkowo ekscytujących momentach. Tak, z tymi momentami to powiem Ci, że trzeba uważać. Są całkiem w porządku, ale na dłuższą metę stają się irytujące. Jeśli zamierzasz tak kończyć każdy rozdział kulkudziesięcio-odcinkowego opowiadania, nie jestem pewna, czy moje nerwy to wytrzymają. Przy zbyt dużym natężeniu podobnych epizodów, stają się one zwyczajnie męczące, przynajmniej moim zdaniem.
O ile Owen, Crystal, Black i Julie są spokrewnieni (nie są potomkami, jak to powiedziałam ostatnio, za co przepraszam, bo to gafa nad gafy - siedemnastoletnie czarownice w tamtych czasach siłą rzeczy nie mogłyby mieć dzieci) z czwórką zmarłych wcześniej czarownic, o tyle tym razem historia nieco się odwróci i to nie bezpośrednio zamieszani w sprawę zginą, a cztery inne przyjaciółki: Lily, Marlen i dwie inne. Chyba że ostatnim razem opierało się to na podobnej zasadzie. Nie wiem, póki co mogę jedynie przypuszczać.
Z opisywaniem uczuć było tu zdecydowanie zwinniej niż w poprzedniej części, jednak momentami wydawało mi się, że kiedy nie mogłaś sobie z takowym poradzić, po prostu go pomijałaś pisząc, że Twoja postać sama nie zauważyła co i jak.
Czekam niecierpliwie, kto zginie następny. :>
No cóż, dzięki, ze się tym ze mną podzieliłaś, ale nie, to nie Owen. Jego rola jest nieco inna i w żadnym wypadku niezwiązana z zabijaniem. Tyle mogę powiedzieć, aby trochę oszczędzić Twoich nerw.
UsuńNie martw się, raczej nie mam w zamiaru kończyć tak każdego odcinka, więc nie musisz się obawiać.
Ee, to nie do końca o to chodzi, a spośród czterech wymienionych osób na początku, dwie nie są spokrewnione więzami krwi. Tutaj tyle mogę powiedzieć na ten temat. Sprawa jest nieco bardziej skompliwaona i mam nadzieję, że przy wyjaśnaniu jej w rozdziałach, nie schrzanię tego... Jednak, kiełkowała ona w mojej głowie tak długo, że muszę to już doprowadzić do końca, choćby nie wiem, co. Potem najwyżej będę poprawiać ....
Tak, tutaj już mi poszło dużo lżej, ale nie przypominam sobie, żebym opisywała, że postac sama nie zauważyła, raczej zwyczajnie to pomijałam jak już albo zwężałam opis ;p.
Historia niczym z kryminały :D Podoba mi się. Dodatkowo krew...coś wstrząsającego przyciągającego czytelnika! Pięknie.
OdpowiedzUsuńMam do ciebie jednak jeszcze jedno pytanie. Czy nie chciałabyś wcielić się jedną ze swoich ulubionych postaci na forum pbf? Łącząc swoją fascynację Hp, talent pisarski, który z pewnością masz... poznałabyś naprawdę wielu wartościowych ludzi. Jeśli się zdecydujesz zapraszam na http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/
Ach! Ten rozdział jest mistrzostwem! Pochłonęłam go w dosłownie w kilka minut i czzuję ogromny niedosyt.
OdpowiedzUsuńUwielbiam postać Syriusza. Jes on taki... Sama nie wiem jak to powiedzieć, ale intryguje mnie jego wyniosła postać i mam nadzieję, że Julie go nie zabije, bo dalsze losy Huncwotów i całego Hogwartu, nie miałyby bez niego sensu.
Dla mnie osobiście, Syriusz zawsze był uosobieniem seksu, dlatego dziwi mnie troszkę fakt, że w twoim opowiadaniu pomijasz ten jego urok osobisty, ale co ja tam wiem :)
Pomysł na opowiadanie jes świetny i bardzo oryginalny. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się już wkrótce, bo nie mogę się juz doczekać dalszych losów Syriusza i Julie.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie na snow-stephens.blogspot.com
przeczytałam właśnie całego bloga, chce wejść w kolejny rozdział... a tu nie ma? jeszcze nie ma, a le nie mogę się doczekać!.. to co piszesz jest niezwykle wciągające.
OdpowiedzUsuńnatrafiłam na tego bloga na youtobe, i jestem naprawdę mile zaskoczona:)
Szukałam bloga o Łapie, który nie będzie kolejnym opowiadaniem o kobieciarzu, huncwocie, który chodzi z jedną z koleżanek Lily.
się rozpisałam... chodziło mi o to że spełniłaś moje oczekiwania:D
I jestem ogromnie zaintrygowana.