Rozmowy jego przyjaciół wpadały
jednym, a wypadały drugim uchem, kiedy ze zmarszczonym czołem grzebał w
puddingu. Wydawałoby się, że czegoś tam szukał - i może rzeczywiście tak było?
Patrząc z boku na przygarbionego Syriusza, można by pomyśleć, iż zapomniał, że
odpowiedzi na swoje nieme pytania raczej nie znajdzie w tej słodkości. Bezmyślnie
zaczął przeżuwać, zamglonym wzrokiem spoglądając na energicznie gestykulującego
Remusa. Wilkołak wyglądał i czuł się o wiele lepiej niż dwa dni temu, kiedy
jeszcze leżał w Skrzydle Szpitalnym. Black nawet nie próbował skupić się, aby
posłuchać, o czym tak żywo opowiadał Lupin, lecz sądząc po minach pozostałych
Huncwotów, nie było to nic wartego uwagi. Jedynie Lily zdawała się podzielać
entuzjazm blondyna.
Podniósł
głowę i spojrzał na stół Krukonów, którzy w tym dniu byli wyjątkowo rozbawieni
i najgłośniejsi ze wszystkich domów. Każdy każdego przekrzykiwał, jedna grupka
chłopaków obrzucała się nawet jedzeniem, więc nic dziwnego, że Sprout, która
akurat przechodziła obok ich stołu, zwróciła im uwagę. Syriusz odszukał
wzrokiem dziewczyny, której dwa dni temu chciał zabrać naszyjnik. W tej chwili
nie wiedział, co nim wtedy kierowało. Westchnął głęboko i w końcu ją odnalazł.
Właśnie wstawała od stołu, żegnając się ze znajomymi. Odprowadził ją uważnym
spojrzeniem, aż do samych drzwi.
-
Jaką teraz będziemy mieć lekcje? – zwrócił się do Jamesa.
-
Ee, chyba transmutacje… a nie! Ją przecież mieliśmy rano. – Podrapał się po
głowie, po czym wzruszył ramionami. – Nie ma zielonego pojęcia. Lily?
Rudowłosa
przerwała rozmowę z Alicją i spojrzał na Pottera, unosząc brwi.
-
Obronę przed czarną magią – odpowiedziała.
-
Z kim? – dopytywał się Black, grzebiąc w puddingu.
-
Z Krukonami – odpowiedział mu Remus, sięgając po knedla.
Łapa
pokiwał głową, mrucząc ciche podziękowanie i ponownie wpatrzył się w deser. Dzisiaj
była idealna okazja, aby ponownie złapać dziewczynę. Miał nieodparte wrażenie,
że w jakiś sposób była połączona z odkrytą przez niego komnatą i Ślizgonką z
fotografii. A nawet, jeśli nie udałoby mu się z niej wyciągnąć jakiś
pożytecznych informacji, musiał przynajmniej zdobyć kluczyk. Był pewny, że
otworzyłby nim szkatułkę, w której, prawdopodobnie odnalazłby odpowiedzi na
pytania.
Ukradkiem
spojrzał na torbę, w której znajdował się dziennik zabrany z komnaty. Wczoraj
nie miał czasu, ale dzisiaj musiał go dokładnie przejrzeć i przeczytać od deski
do deski. Być może uda mu się znaleźć jakieś zaszyfrowane wiadomości, czy coś w
tym stylu. Pomyślał, że dobrze by było także zajrzeć do biblioteki. Autorka
dziennika szukała informacji o Pucharze Żywota ponad pięćdziesiąt lat temu,
więc może z czasem doszły jakieś książki. I powinien jeszcze raz przegrzebać
tajemniczą komnatę w poszukiwaniu wskazówki odnośnie tego, co mogło stać się Anastasii.
Czuł, że musi się tego dowiedzieć, inaczej ta sprawa będzie go gnębić do końca
życia.
W
tym momencie jednak jego głównym celem było dorwanie blondynki, zanim zaczną
się lekcje. Odsunął od siebie na wpół zjedzony pudding.
-
Łapo, wszystko w porządku? Dzisiaj jakoś dziwnie się zachowujesz – zauważył
Remus. Pomiędzy jego brwiami pojawiła się niewielka bruzda.
-
Wydaje ci się. – Wzruszył ramionami, wstając. – Idę do łazienki, spotkamy się
pod klasą – rzucił przez ramię i szybkim krokiem opuścił Wielką Salę.
Rozejrzał
się, czy nikt go nie obserwuje, po czym wyciągnął Mapę Huncwotów i stuknął w
nią różdżką, mrucząc pod nosem magiczną formułkę. Przesunął wzrokiem po
korytarzach prowadzących do klasy obrony przed czarną magią, jednak nie znalazł
Julie. Nie było jej także w Wieży Ravenclawu. Po dłuższej chwili opornego
szukania, zauważył ją na trzecim piętrze nieopodal łazienki dla dziewcząt, w
towarzystwie Avery’ego i Mulcibera. Ściągnął brwi, zaskoczony. Czego oni chcieli od Krukonki?,
pomyślał, chowając magiczny pergamin i niemal biegiem ruszając w stronę
schodów. Pokonywał po dwa, trzy stopnie, odruchowo omijając te obluzowane.
Kiedy
dotarł na miejsce, przylgnął do ściany i wyjrzał zza niej. Juliette i dwójka
Ślizgonów znajdowali się stosunkowo blisko, więc nie miał problemów z
usłyszeniem ich rozmowy. Wiedział, że powinien już teraz wyjść, ale nie
potrafił powstrzymać pokusy przed podsłuchaniem, kiedy widział, że rozmawiają o
czymś ważnym.
-
Jak się mają twoi rodzice? – spytał z przekąsem Avery.
Julie
zacisnęła pięści, twarz jednak pozostawała tak samo skamieniała. Właściwie,
gdyby nie jej unosząca się klatka piersiowa, Syriusz pomyślałby, że to posąg, a
nie dziewczyna, która właśnie stara się nie pokazać, jak bardzo dotknęły ją
słowa chłopaka.
-
Zatrzymujesz mnie w jakiejś konkretnej sprawie, Avery? Naprawdę mam ważniejsze
sprawy na głowie niż bezsensowne stanie na korytarzu z dwoma ślizgońskimi
półgłówkami – powiedziała sucho, poprawiając torbę.
Mulciber
sięgnął do tylnej kieszeni, skąd wystawała jego różdżka. W tym też momencie,
Syriusz postanowił się ujawnić. Juliette spojrzała ponad ramieniem Ślizgonów na
niego. Nie był pewny czy to, co wymalowało się na jej twarzy to ulga, czy
jeszcze większa wściekłość. Ze zdziwieniem odkrył, jak bardzo go to obchodziło…
Czemu go to obchodziło? Wymamrotał ciche przekleństwo pod nosem.
-
Macie jakiś problem? – warknął do wychowanków Slytherinu.
-
Black – parsknął Avery, nie odwracając się. – Nikt cię nie nauczył, żeby nie
wtrącać się w nie swoje sprawy?
Syriusz
zignorował drwiące pytanie Ślizgona i stanął przed Julie, lekko ją zasłaniając.
Rozluźnił zaciśniętą szczękę, aby nie pokazać, jak bardzo był spięty. Mulciber
zaśmiał się krótko i dłonią zatrzymał Avery’ego, który miał zamiar ruszyć w
stronę Blacka. Obaj spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wpatrzyli się zimnymi
oczami w blondynkę, zachowując się tak jakby Gryfona tu w ogóle nie było.
-
Pozdrów wujka – rzucił Mulciber, uśmiechając się enigmatycznie, po czym wyminął
Syriusza i Julie.
Avery
jeszcze przez chwilę stał w miejscu, mierząc się wrogim spojrzeniem z Blackiem.
Kiedy w końcu obaj zniknęli z zasięgu wzroku, brunet odwrócił się w stronę
zdenerwowanej Krukonki. Otworzył buzię, chcąc się spytać, o co im chodziło.
Szybko jednak doszedł do wniosku, że tym pytaniem może tylko jeszcze bardziej
rozwścieczyć dziewczynę – a to była ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebował,
kiedy chciał wyciągnąć z niej jakieś informacje.
- Nie potrzebnie wtrącałeś się. Dałabym sobie
radę - warknęła, dumnie unosząc głowę.
- W to nie
wątpię - mruknął, mając w pamięci sytuację, kiedy dziewczyna bez zawahania go
uderzyła. - Mam do ciebie pytanie...
- Jak ostatnim
razem?
Zignorował jej
drwiące pytanie, po czym otworzył torbę i zaczął w niej grzebać. Po kilku
sekundach wyciągnął ramkę ze zdjęciem i wcisnął ją w dłonie blondynki.
Marszcząc czoło przyjrzała się Blackowi jakby oceniając jego zamiary, a
następnie spuściła wzrok na fotografię.
- Rozpoznajesz
te dziewczyny? – spytał, obserwując zmiany na jej twarzy.
Nie była już
zdenerwowana, czy też zirytowana. Wyglądała na zszokowaną, może lekko
zasmuconą. Syriusz cierpliwie czekał, aż dziewczyna się odezwie. Był pewny, że
Julie coś wiedziała – musiała wiedzieć.
- Skąd to
masz? – spytała, nie podnosząc wzroku.
- Znalazłem w
pewnej komnacie, razem z pozłacaną szkatułką, którą, mam wrażenie, uda się
otworzyć tym kluczem – odpowiedział spokojnie, głową wskazując na mały
przedmiot wiszący na jej szyi.
Dziewczyna
odruchowo dotknęła go opuszkami palców, w zamyśleniu spoglądając na zdjęcie.
Black ściągnął brwi, zastanawiając się, czy ona także za kilka sekund zapomni o
tej fotografii, szkatułce i komnacie. Czy
będzie pamiętała tę rozmowę? Może dzięki jakiemuś pokrewieństwu ze
Ślizgonką nie zapomni?
- Więc? –
Uniósł brwi.
- Rozpoznaję
Ślizgonkę – odparła, spoglądając Syriuszowi w oczy. - Ale jeśli chcesz
dowiedzieć się czegoś więcej, musisz przynieść szkatułkę. – Schowała zdjęcie do
torby.
- Ale…
- Dzisiaj na
Wieży Astronomicznej o północy – rzuciła przez ramię, zmierzając w stronę
schodów.
Odetchnęła
głęboko, znikając Syriuszowi z oczu. Nim jednak zdążyła pomyśleć o rozmowie,
która miała miejsce przed chwilą, poczuła na swoich ustach czyjąś dłoń, potem
silna ręka oplotła ją w pasie i pociągnęła do tyłu. Zaczęła wierzgać nogami,
próbowała się wyrwać, lecz na porywaczu to najwyraźniej nie zrobiło wrażenia.
Bez problemu zaciągnął ją do ciemnego i wąskiego korytarza. Tam przycisnął do
ściany i położył ręce na ścianie, po obu stronach jej głowy. Przełknęła głośno
ślinę i zmrużyła oczy, starając się zobaczyć osobę, która ją tu zaciągnęła.
- Owen? –
zdziwiła się. – Co ty…
- Ciszej –
mruknął, po czym rozejrzał się, sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje. –
Słyszałem twoją rozmowę z Blackiem.
Czuła jego
ciepły oddech na swojej twarzy, był zdecydowanie za blisko. Wcisnęła się
bardziej w ścianę i przygryzła policzki od środka.
- I co?
- Popełniacie
wielki błąd. Nie powinniście…
- To nie twoja
sprawa – burknęła, opierając dłonie na jego torsie i próbując go odepchnąć. Nie
mogła się jednak równać z jego siłą.
- Oj, uwierz
mi, że to jest jak najbardziej moja sprawa – warknął, nachylając się nad nią. –
I lepiej dla ciebie, żebyś mnie posłuchała, bo…
- Bo co? Czemu
to cię tak obchodzi?
Warknął coś
niezrozumiałego pod nosem i wykrzywił usta w grymasie. Przez chwilę spoglądał
na nią spod przymrużonych powiek, po czym złapał ją za ramiona i przycisnął
mocniej do ściany. Syknęła z bólu. Poczuła narastający strach, chciała
krzyczeć, ale głos ugrzązł jej w gardle. W tym momencie jedyne, co była zdolna
usłyszeć to bicie swojego serca i jego oddech przy uchu. Miała cichą nadzieję,
że przypadkowo ktoś będzie tędy przechodził i ich zauważy. Ale czy wtedy nie
minąłby ich z uśmiechem błąkającym się na ustach? W końcu, miała wrażenie, że
wyglądają jak zakochana para wyznająca sobie miłość w czasie przerwy.
- … bo, uwierz
mi, nie chcesz skończyć jak one –
wyszeptał złowrogo, szczególnie akcentując ostatnie słowo.
Zbladła.
Odsunął się i spojrzał na nią ponuro. Otworzyła buzię, ale szybko uświadomiła
sobie, że nie wie, co powiedzieć. Tysiąc myśli kotłowało jej się w głowie,
kiedy patrzyła, jak odchodzi szybkim krokiem. Jaki on miał z tym związek?
Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Dłonie zacisnęła na pasku torby,
próbując opanować ich drżenie.
Jaki on miał
związek ze śmiercią jej krewnej?
*
Zastanawiając
się, dlaczego Julie przesunęła spotkanie o godzinę wcześniej, ostrożnie wsadził
szkatułkę do torby. Nie była ona duża toteż bez problemu wsunęła się do wnętrza.
Wychodząc z komnaty, wyciągnął z kieszeni Mapę Huncwotów. Zauważył Filcha,
który szybkim krokiem przemierzał piętro, gdzie był ukryty korytarz, goniąc za
Irytkiem. Kiedy woźny w końcu znalazł się stosunkowo daleko, Syriusz niemal biegiem
ruszył w stronę Wieży Astronomicznej.
Miał nadzieję,
że kit, jaki wcisnął swoim przyjaciołom będzie wystarczający, aby jutro nie
zadawali tysiąca pytań. Nie czuł się dobrze z tym, że ich okłamywał, ale nie
miał wyboru. Tłumaczenie im, co chwila tego, co i tak zapomną było niesamowicie
wyczerpujące. Poza tym, powiedział im, że idzie się spotkać z pewną dziewczyną,
więc, w gruncie rzeczy, nie minął się z prawdą. To, co będą tam robić, było już
inną kwestią.
Na wszelki
wypadek rzucił jeszcze okiem na Mapę Huncwotów i wtedy poczuł przejmujący
chłód. Wzdrygnął się i zatrzymał gwałtownie, po czym ze złością spojrzał na
oddalającego się Grubego Mnicha, który wesoło rozmawiał z Jęczącą Wdową.
Westchnął zrezygnowany.
- Lumos – szepnął, przysuwając sobie
różdżkę do pergaminu, aby lepiej widzieć.
Na jego
szczęście, droga prowadząca do miejsca spotkania była czysta. Tylko kątem oka,
gdzieś dalej, zobaczył McGonagall zmierzającą do swojego gabinetu.
- Zgaś to,
głupcze! – krzyknął rozeźlony portret.
- Już, już –
mruknął, chowając mapę. – Nox.
Pospiesznie
ruszył dalej. W głowie tłukło mu się milion myśli. Zastanawiał się, co powie mu
Krukonka i co znajdą w tej szkatułce. Może kolejny dziennik? Pierścień? Syriusz
miał bardzo wiele pomysłów na to, ale z niewiadomych powodów, wszystkie
wydawały mu się infantylne. Ścisnął pasek torby. Nawet nie zauważył, kiedy
serce zaczęło mu mocniej bić. Z każdym kolejny krokiem był coraz bardziej
absurdalnie podekscytowany. Może rozwiążę
jakąś zagadkę, przeszło mu przez myśl. Szybko potrząsnął głową i przewrócił
oczami, kiedy uświadomił sobie, że zachowuje się jak dziecko.
Pokonywał
po dwa stopnie na raz i kiedy znalazł się w końcu na miejscu, zauważył, że
nikogo tu jeszcze nie było. Przeczesał włosy, podchodząc do barierki. Pomyślał,
że trochę się pospieszył, ale kiedy spojrzał na zegarek, okazało się, że akurat
wybiła jedenasta. Postawił torbę na podłogę, po czym oparł ręce na barierce i
pochylił się. Zamglonym wzrokiem wpatrzył się w korony drzew Zakazanego Lasu.
W
ciągu dziesięciu minut jego wzrok powędrował w stronę torby, co najmniej siedem
razy. Nie potrafił powstrzymać niewyjaśnionej siły, która przyciągała go do
szkatułki. Czuł, że było w niej coś niesamowitego. Na razie jednak nie mógł
dowiedzieć się, co to takiego było, ponieważ Juliette w dalszym ciągu nie było.
Spojrzał w roziskrzone niebo, zaciskając szczękę. Coraz bardziej się
niecierpliwił. A jeśli nie przyjdzie?
W sumie, by się nie zdziwił, bo zakładał, że już dawno zapomniała o ich
rozmowie. Drgnął, słysząc kroki.
- Masz
szkatułkę? – spytała, zdyszana. Oparła się o ścianę i chciwie zaczęła nabierać
powietrza.
Rzucił jej
zirytowane spojrzenie, ale schylił się i wyciągnął z torby pożądany przedmiot.
W duchu jednak ucieszył się, że Juliette pamiętała. Nie wiedział, jakim cudem,
ale na dowiedzenie się przyjdzie jeszcze czas. Przez dłuższą chwilę spoglądał
na niego, aż w końcu podniósł wzrok na blondynkę, która niespodziewanie
pojawiła się przed nim i oczami jak wielka, szklista kula wpatrywała się w
szkatułkę. Podniosła dłoń i opuszkami palców przejechała po wieku.
- Helena Reid
była siostrą mojej babki – powiedziała niespodziewanie, zdejmując z szyi
łańcuszek z kluczykiem.
- Co? – spytał
nieprzytomnie Black.
- Ta Ślizgonka
– mruknęła. – W mojej rodzinie to temat tabu. Słyszałam tylko tyle, że po
ostatnim roku nie wróciła z Hogwartu. Szukano ją przez bardzo długi czas, ale
ona jakby… zapadła się pod ziemię.
Ściągnął brwi,
przyswajając jej słowa. Przez chwilę rozważał powiedzenie jej o dzienniku,
szybko jednak zrezygnował. Doszedł do wniosku, że najpierw zobaczą, co znajduje
się w szkatułce.
- Czy tam,
gdzie znalazłeś zdjęcie i szkatułkę, jest coś jeszcze, co mogłoby należeć do
Heleny? – spytała, ściskając kluczyk.
- Myślę, że
tak.
Pokiwała głową
i powoli wsadziła kluczyk do dziurki, po czym bez problemu przekręciła z lekkim
zgrzytem. Tak jak Syriusz mówił – rzeczywiście pasował. Oboje spojrzeli na
siebie w napięciu, czując, że w jakiś sposób ta chwila zapadnie im w pamięci na
bardzo długo. Black obrócił przedmiot w swoją stronę i stanął obok Juliette,
aby oboje mieli dobry widok na to, co będzie w środku. Krukonka ostrożnie
podniosła wieko, jednocześnie czując jakby to robiła w zwolnionym tempie. Oboje
zadrżeli, kiedy temperatura znacznie spadła, mieli wrażenie, że ogłuchli. Nie
byli w stanie usłyszeć dotychczas pohukujących sów, a nawet tego, jak
oddychali. Świat jakby zamarł.
Im oczom
ukazała się mała figurka śmiejącej się czarownicy z różdżką. Zeskoczyła z
malutkiego podium i zaczęła tańczyć po dnie szkatułki w takt pięknej melodii,
która niespodziewanie zaczęła grać. Była delikatna, powolna, melancholijna.
Docierała do najgłębszych zakątków umysłu, oszałamiając lepiej niż Drętwota. Sprawiła, że oboje zapomnieli
dosłownie o wszystkim. Ich usta rozwarły się, oczy rozszerzyły i zaiskrzyły jak
gwiazdy na niebie.
I wtedy tak
jak nagle zaczęła grać, tak i przestała. Nim jednak uczniowie zdążyli się
otrząsnąć, wszystko zawirowało im przed oczami, a szkatułka niespodziewanie eksplodowała
niebiesko-fioletowym światłem odrzucając ich do tyłu. Dokonała samozniszczenia.
Cztery jednocześnie piękne i przerażające snopy światła wzbiły się w górę i
odleciały w cztery strony świata, a pozostałe dwa, znacznie ciemniejsze, w
kolorze głębokiego granatu, wniknęły w Syriusza i Julie. Po niedawnym wydarzeniu
pozostały tylko niesamowicie blade ciała, martwo wpatrujące się w bezdennie
ciemne niebo.
Naprawdę świetny rozdział ^^. Coraz bardziej lubię to opowiadanie i mam wielką nadzieję, że doprowadzisz je do końca, gdyż bardzo intryguje mnie ta tajemnica i chciałabym poznać rozwiązanie. Dlatego mam nadzieję, że nie przerwiesz pisania, bo naprawdę, robi się coraz bardziej intrygująco. Widzę też, że tutaj skupiasz się bardziej na samym Syriuszu aniżeli Huncwotach jako zbiorowości, przynajmniej na razie, co też mi się podoba, bo jest takie... inne.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię wątki tajemnic z przeszłości, jakichś niewyjaśnionych zniknięć itp., więc jestem w pełni ukontentowana pod tym względem. Cieszę się, że Syriusz jakoś się dogadał z Julie, choć póki co nie mają najlepszych relacji i są zdystansowani, ale to nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że nie znali się wcześniej.
Czuję, że za tymi dziewczynami z przeszłości, szkatułką i tajemniczym pucharem żywota może kryć się coś więcej, ba, na pewno musi się coś kryć ^^. Co właściwie się stało z tymi dziewczynami? Wiadomo, że przynajmniej jedna nie żyje, ale co z pozostałymi?
Niepokoi mnie ten chłopak, Owen, no, ten, który podsłuchał rozmowę Julie z Syriuszem. Czyżby wiedział o tym wszystkim coś więcej? Jego słowa i zachowanie były niepokojące.
Zaniepokoiło mnie też to, co się stało po otwarciu szkatułki. Mam wrażenie, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Szkoda, że urwałaś w takim momencie, ale będę z niecierpliwością czekać na ciąg dalszy i to, co dalej stało się z Syriuszem i Julie ^^. Zbudowanie napięcia na pewno ci się udało. Na brak akcji nie mogę narzekać.
Wgl ile planujesz tutaj rozdziałów?
Nie martw się, wątpię, abym była w stanie zawiesić te opowiadanie. Za bardzo się już przywiązałam ^^.
UsuńWiesz, Huncwotów opisuję w moim drugim opowiadaniu, więc nie widziałam sensu pisac o nich drugi raz, skoro bohaterzy mieliby takie same charaktery... no i chciałam coś po raz pierwszy w życiu napisać o Łapie ^^.
Jeśli chodzi o te dziewczyny, oczywiście, z każdym kolejnym rozdziałem będzie wiaodmo coraz więcej... a za tymi wszysktimi, na razie stosunkowo drobnymi rzeczami rzeczywiście kryje się coś więcej :).
Co do Owena... chłopak będzie tajemniczą postacią i z pewność dość ważną. Jednak jego rola ujawni się dopiero w późniejszych rozdziałach :).
Hm, nie jestem jeszcze pewna, ale mam wrażenie, że powinno być około 30.
Pozdrawiam i dzięki za komentarz ^^.
ja cię błagam ty dobij do tego 30 ,bo przestałaś pisać ,a twoje opowiadanie było naprawdę świetne
UsuńNo wiesz kochana zakończyć w tym momencie?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zabiłaś Syriusza i Julie. Normalnie nie wybaczyłabym Ci tego. Coraz bardziej intrygująca tajemnica. Jestem ciekawa, co się za tym wszystkim kryje. Sam Owen mnie zaciekawił. Chłopak ma w sobie coś mrocznego i niebezpiecznego i sam fakt,że za bardzo interesuje się życiem Julie nie wzbudza we mnie sympatii. Czuje, że ten chłopak ma jeszcze coś na sumieniu. Jestem ciekawa jak to wszystko się roztrzygnie. Widać też, że przyjaciele martwią się o Łapę. Ma swoje tajemnice i nie każdemu może się to podobać.Aj szkoda tylko że tak długo się czeka na te rozdziały. Ta historia niesamowicie mnie wciągnęła.Może dlatego, że tak bardzo lubię stworzone przez ciebie postacie. Pełna niepokoju będe oczekiwać ciągu dalszego. Wiem, że naprawę warto.
Hej ;) Miałam skomentować wcześniej, ale, widząc że rozdział będzie niedługo, stwierdziłam, że poczekam i pobazgrolę jak już się pojawi.
OdpowiedzUsuńPomysł na to opowiadanie masz przedni i strasznie się cieszę, że i wykonanie równie dobre :D Naprawdę czyta się bardzo dobrze, nawet pomimo tych dziwnych relacji, przyciągania Syriusz i Julie (jako efekt zamierzony wyszło bardzo dobrze). Cała historia z dziewczynami, które zginęły/zaginęły lata temu w Hogwarcie jest niezwykle ciekawa. Bo i jest to tym bardziej podejrzane ze względu na to, że były przyjaciółkami i nagle, nie wiedzieć czemu (zapewne tu znów powróci sprawa szkatułki, prawda?) zaczęły się kłócić (niby o chłopaka, ale przecież i później coś było źle, coś nie grało).
W tym rozdziale zainteresował mnie wątek pokrewieństwa z dziewczynami. Ale skoro Ślizgonka jest krewną Julie, to raczej mało prawdopodobne, by i Syriusz był z nimi spokrewniony. Tylko czemu więc ukazała mus sie komnata? Wydaje się, że nie ma z tymi dziewczynami żadnych powiązań. No, ciekawi mnie to bardzo i mam cichą nadzieję, że kiedyś rozwiążesz i tę kwestią.
Na początku obawiałam się, że sprowadzisz Jamesa, Petera i Remusa do minimum (w końcu na początku zaznaczała, że nie są oni głównymi postaciami opowiadania), tyle że trudno wyobrazić sobie Syriusza w Hogwarcie bez tamtych trzech. Dlatego bardzo się ucieszyłam, że jednak jest o nich całkiem sporo, przynajmniej do tej pory. A poza tym to bardzo fajnie przedstawiasz ich relacje – James wzruszył mnie tym, że nie wie jaką mają lekcję, bo sama tak mam :D; No i jeszcze ta sytuacja, gdy poszli do Luńka – w swojej niezdarności są naprawdę uroczy.
Czyta się bardzo przyjemnie i z ciekawością. Więc, podsumowując, odwalasz kawał dobrej roboty ;)
Pozdrawiam ;)
Zapraszam! http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/
OdpowiedzUsuńNie tłumaczę się, jak wpadłam, bo to wiadome - Tack na wszystko zawsze wpada przez totalny przypadek, który towarzyszy mu chyba przez całe życie. Niemniej natknęłam się na Twojego bloga już jakiś czas temu i, przyznając szczerze, odłożyłam go 'na potem', że tak powiem. Ostatnio jednak wręcz niezdrowo zapragnęłam znaleźć coś o Huncwotach (stary, dobry sentyment). Coś, co nie jest jeszcze zbyt daleko posunięte i nie będzie trzeba za dużo nadrabiać. Więc oto i jestem z powrotem.
OdpowiedzUsuńPozwól, że ten komentarz będzie raczej ogólnikowy - odnosić się do każdego rozdziału po kolei nie mam siły, a gdybym odniosła się tylko i wyłącznie do samej piątej części, czułabym, że to raczej niepełna opinia. Zapewne i tak nie oddam w pełni tego, co mam do powiedzenia, ale przynajmniej będę w zgodzie z sobą samą.
Powiem szczerze, że pomysł sam w sobie jest ciekawy. Czytając skrócony opis opowiadania, mówiąc wprost, po pierwszych trzech zdaniach miałam ochotę kliknąć czerwony krzyżyk. Pomyślałam: matko kochana, znowu wielka, niezwyciężona miłość nieposkromionego Blacka. Coś jednak tknęło mnie, żeby przeczytać dalej, a potem to już poleciało z górki. Nienawiść jest dobra. Myślę, że to zdecydowanie lepsza alternatywa dla tej historii, mniej przewidywalna, bardziej zaskakująca. Nawet jeśli będzie pełno niebezpieczeństw, bohaterowie zwykle w takich sytuacjach w ostatecznym rozrachunku zakochują się w sobie, a ich miłość przezwycięża wszystko. Tutaj, zamiast tego 'najpiękniejszego na ziemi uczucia' mamy jego kompletne przeciwieństwo. To jest cudowne i jeżeli tylko obiecasz mi, że w ostatnim rozdziale nagle nie okaże się, że Syriusz z Julie zostaną parą, to masz wiernego czytelnika po grób.
Dodam jeszcze, że chyba lubię Twój styl pisania. Masz dosyć lekkie pióro, czyta się szybko, choć w niektórych momentach zgrzyta mi składnia albo dobór odpowiedniego słowa. Rozdziały nie są w dodatku zbyt długie, co pozostawia czytelnikowi pewną elastyczność, jak w moim przypadku, kiedy musiałam trochę nadrobić. No i historia z czterema zamordowanymi uczennicami, tajemniczą szkatułką, kluczykiem... Owen, tajemniczy czterdziestolatek z drugiego rozdziału. To wszystko rokuje naprawdę nieźle i mam nadzieję, że nie przerwiesz tego w połowie.
Co do samego piątego rozdziału, nie podejrzewam, żebyś już teraz zamordowała dwójkę głównych bohaterów, bo:
a). znaczyło by to rażącą niezgodność z kanonem (w końcu bohaterem pierwszoplanowym jest Syriusz Black)
b). prawdopodobnie znaczyłoby to też koniec opowiadania, co byłoby, woalując, dziwne.
Dlatego też o życie tej dwójki jestem spokojna, aczkolwiek ciekawi mnie, jak to dalej potoczysz. No cóż, pozostaje mi tylko liczyć, że nowy rozdział dodasz już wkrótce. ;)
Och, no i jeszcze! Bardzo ładnie oddane relacje między Huncwotami. Zero cukru, ale też nie przegięte w drugą stronę. Jestem zachwycona.
Dziękuję za komentarz ;).
UsuńSama nie lubię rzeczy banalnych i tak dalej, dlatego też mozesz się spodziewać, że w epilogu Syriusz i Julie nie będą mieć dwójki uroczych dzieciaczków... Wiesz, mi to w sumie już się przejadło "Od nienawiśći do miłości, bla bla bla" :).
Oh, wiem, mam problem z tą składnią, ale staram się nad nią pracować. Niemniej, dzięki, że o tym wspomniałaś.
Haha, to by było rzeczywiście dziwne gdybym zakończyła historię w 5 rozdziale, nawet jej nie rozwijając. W każdym razie, o życie tej dwójki możesz być spokojna - co nie znaczy, że ich nie zabiłam... :].
Teraz mam lekkie urwanie głowy, ale rozdział powinien pojawić się do soboty, może nawet wcześniej.
Pozdrawiam! :)
Hej! Chciałyśmy zaprosić do odwiedzenia i skomentowania pierwszego rozdziału na naszym blogu :) http://aslongasyouloveme-fanfiction.blogspot.com/
+ Zwiastun : As Long As You Love Me - fanfiction
Fabuła : The Imperial College of Science, Technology and Medicine jest publicznym uniwersytetem znajdującym się w Londynie. Specjalizuje się w dziedzini nauki, inżyniernii oraz medycyny. To właśnie tam od połowy roku szkolnego będą uczęszczać Danielle i Cassie, które są dla siebie jak siostry.
Niall i Harry , chłopaki z którymi nikt nie zadziera. Spotkają się dwa różne światy. Życie przyjaciółek bardzo się zmieni. Danielle i Cassie będą miały poważne problemy. Chłopaki namącą w głowie dziewczyn.
Czy wszystko dobrze się skończy ?