piątek, 9 sierpnia 2013

4. Dziennik



      Juliette nie pamiętała, co się z nią działo po przebudzeniu. Wiedziała tylko tyle, co powiedziały jej koleżanki. Czyli, kiedy one wróciły, spała już w łóżku. Oczywiście, było to bardzo dziwne, zważywszy na to, że wcześniej padła jak długa na podłogę. Może to upadek spowodował zanik pamięci? Więc… istnieje szansa, że to tylko chwilowe. Ta myśl jednak nie poprawiła jej humoru, ponieważ wiedziała też, że to tylko głupia nadzieja.
Głęboko westchnęła, segregując lekarstwa w Skrzydle Szpitalnym. W przyszłości chciała zostać Uzdrowicielką, więc w zamian za drobną pomoc, pani Logan obiecała przekazać jej kilka pożytecznych informacji na interesujący ją temat.
Ściągnęła brwi, słysząc jakieś głosy z sali. Ściskając mocno ciemnoróżową fiolkę, wyjrzała z zaplecza. Jej oczom ukazał się ciemnowłosy Gryfon i bez problemu rozpoznała w nim Syriusza Blacka, który przyszedł odwiedzić przyjaciela, Remusa. Julie powróciła do pracy, starając się nie myśleć o biednym Lupinie. Oczywiste było to, że wiedziała o jego przypadłości. W końcu, od czego miała oczy?
Szczegółem niech pozostanie to, że kiedyś przez przypadek podsłuchała rozmowę szkolnej pielęgniarki z dyrektorem.
Odruchowo podniosła rękę i dotknęła srebrnego kluczyka, który kilka godzin wcześniej dotkliwie zranił ją w dłoń. Ale uleczyła się, choć tego też nie pamiętała. Pozostała jej jedynie różowa, dość gruba i nierówna blizna, przecinająca wewnętrzną stronę prawej dłoni po ukosie. Patrzyła na nią z obrzydzeniem, lecz nie zdołała jej usunąć. Puściła kluczyk, krzywiąc się. Choć wiedziała, że ukryta była w nim czarna magia, nie potrafiła go ot tak wyrzucić. W momencie, kiedy tamten mężczyzna go jej dał, czuła irracjonalną więź pomiędzy nią a tą rzeczą.
Odstawiła ostatni flakonik na miejsce i spojrzała na zegar, który wskazywał godzinę jedenastą. Pora na leki dla Lupina. Przeciągnęła się, ignorując strzykanie kości. Prędko odszukała odpowiednich fiolek, a potem wszystkie pięć zaniosła na małej, szarej tacy. Po drodze zabrała jeszcze pucharek z wodą.
Kiedy tylko Gryfoni usłyszeli jej kroki, przerwali rozmowę i spojrzeli na nią. Odchrząknęła i odstawiła tacę na szafkę obok łóżka i z troską spojrzała na Remusa. Chłopak, jak na kogoś, kto miał za sobą ciężką i z pewnością dziwną noc, wyglądał dobrze. To znaczy, nie miał żadnych nowych ran, choć twarz była pobladła, a oczy zaszklone i zapadnięte.
- Logan kazała mi dać ci te leki dokładnie o godzinie jedenastej. I masz je wypić, co do kropli – oświadczyła, przerzucając swoje spojrzenie na Syriusza. Nie spodobał jej się sposób, w jaki chłopak na nią patrzył. Tak… dziwnie. Nieznacznie wzdrygnęła się.
- A właściwie, gdzie ona jest? – spytał Remus, z wysiłkiem siadając i sięgając po pierwszą fiolkę. Odkręcił ją i powąchał, po czym skrzywił się z niesmakiem, ale dzielnie wypił.
- Musiała załatwić jakąś ważną sprawę. – Wzruszyła ramionami.
- Fajny naszyjnik – powiedział ochrypłym głosem Syriusz, mrużąc oczy.
- Ee, dzięki – mruknęła cicho, zakrywając kluczyk dłonią. – No, to ja… muszę się już zbierać – dodała prędko i nie zwracając uwagi na to, że mogło to wyglądać trochę dziwnie, zaczęła szybko zmierzać w stronę wyjścia.
Z jakiegoś powodu czuła, że musi jak najszybciej opuścić te miejsce. Przede wszystkim, ze względu na Blacka, który właśnie wstał, jak dostrzegła kątem oka. Przekroczyła próg i skręciła w prawo.
- Poczekaj! – usłyszała za sobą bruneta.
Jednak zamiast posłuchać, rzuciła się biegiem, cały czas ściskając mocno kluczyk. Dlaczego to robiła? Czego się bała? Co nią kierowało?
Sama nie wiedziała. Chciała być po prostu daleko… od niego. Wyraźnie słyszała za sobą jego przyspieszone kroki i ciągłe nawoływania. Czego on od niej chciał?
A gdyby się tak zatrzymała i…
NIE!
Przyspieszyła, cudem wyrabiając się na zakręcie. Serce zaczęło jej szybciej bić, a myśli biegły w nieznanym jej kierunku, mieszając się i tworząc kompletne bzdury. Przeszkadzały jej, nie mogła się skupić. Zacisnęła zęby, po raz kolejny zadając sobie pytanie: Po cholerę ja uciekam?
Gwałtownie się zatrzymała i odetchnęła głęboko. Pomyślała, że była kompletną idiotką bez powodu uciekając przed Gryfonem, w dodatku nie wiedząc, czego od niej chce. Walnęła się otwartą dłonią w czoło i odwróciła, przygotowując na konfrontacje. Ze zdziwieniem stwierdziła, że Black zniknął. Nie słyszała już także jego kroków ani nawoływań. Mimo wszystko, uśmiechnęła się w duchu. Nie miała dzisiaj nastroju na pogawędki z Syriuszem.
Już spokojniejsza, odwróciła się na pięcie. I wrzasnęła, przestraszona, a potem zareagowała czysto impulsywnie. Jej zwinięta pięść powędrowała w stronę szczęki ciemnowłosego Gryfona, który nie zdołał nawet odpowiednio zareagować. Zatoczył się do tyłu, ale nie upadł. Jęknął przeciągle i dotknął prawej strony twarzy.
- Odbiło ci, kobieto?! – zawołał, wściekły i zaskoczony, ściągając brwi.
Julie odskoczyła, zszokowana. Otworzyła buzię, ale nie była w stanie powiedzieć ani słowa. Dlaczego to zrobiłam? Przecież on mi nic nie zrobił. Spojrzała z niedowierzaniem na swoją zaciśniętą pięść.
Jeszcze.
Niebieskie oczy rozszerzyły się z przerażenia. Ktoś albo coś było w jej głowie? Czy to kazało jej uciekać przed Syriuszem, a potem go uderzyć? Przełknęła głośno ślinę, kompletnie zdezorientowana. W milczeniu wpatrywała się w chłopaka. Serce wciąż zachowywało się tak jakby chciało rozerwać nie tylko jej płuca, ale całe ciało. Zaciskała i rozluźniała dłonie.
- Ja… - Potrząsnęła głową. Chciała go przepraszać? Przecież to on ją gonił!
Mógł tego nie robić.
- Mi odbiło?! Po cholerę mnie goniłeś?! – warknęła, prostując się i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Było trzeba nie uciekać! Chciałem się tylko o coś spytać, ale ty zachowałaś się jak jakaś obłąkana – odparował, zbliżając się do niej.
- Czego chcesz? – syknęła.
- Co to za kluczyk? – spytał szybko, wyciągając dłoń w stronę owego przedmiotu.
Zmarszczyła czoło i cofnęła się odruchowo.
- Nie twoja sprawa – powiedziała lodowato. – To wszystko, o co chciałeś zapytać? Tak? To dobrze, bo się śpieszę.
- Stój – rzekł stanowczo, łapiąc ją za przegub.
- Co? Pogięło cię? Nie zamierzam słuchać twoich rozkazów. – Wyrwała rękę i cofnęła jeszcze o kilkanaście kroków.
- Daj mi to.
W jego głosie zabrzmiało wielkie pożądanie, oczy zapłonęły dziką żądzą. Przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się, o co mu konkretnie chodziło, zważywszy na emocje malujące się na jego twarzy. A kiedy dotarło do niej, że Syriusz chce kluczyk, zasłoniła go dłonią i nic nie mówiąc, rzuciła się biegiem w stronę Wieży Ravenclawu. Ku jej uldze, nie słyszała, aby ją gonił.

     **
               Tak naprawdę trudno określić, jak czuł się Syriusz w tej chwili. Na pewno był oszołomiony i kompletnie zdezorientowany. A potem… wściekły? Może odetchnął z ulgą? Sam nie był pewny czy wolał, jak ta dziewczyna tu stała, czy jak odeszła.
               W każdym razie, bez wątpienia zaistniała przed chwilą sytuacja przekroczyła granice normy. Co to w ogóle było? Przycisnął ręce do ciała i tępo wpatrywał się w ścianę, usilnie starając się po raz drugi nie pobiec za blondynką. Właściwie, wcześniej biegł za nią czy za kluczykiem?
               Mógłby powiedzieć, że już wszystko wracało do porządku dziennego. Nie czuł się jakby był w ciele zupełnie obcej mu osoby, mógł kontrolować emocje, a ochota na zdobycie kluczyka zmniejszała się, ale wciąż tam gdzieś tliła się pokusa. Zacisnął pięści.
               Mógłby powiedzieć, że było w porządku, ale czy by wtedy nie skłamał? Bo z pewnością już nie będzie tak jak przed kilkoma dniami.
               Nieznacznie drgnął i ruszył w miejsce, gdzie ostatnio znajdował się tajemniczy korytarz. Kiedy w ciągu drogi zdążył już ochłonąć, doszedł do wniosku, że potem będzie musiał poszukać tej dziewczyny i z nią porozmawiać, bo miał wrażenie, że łączy ich o wiele więcej niż dzieli. Poza tym, miał niedoparte wrażenie, że kogoś mu ona przypominała, ale za nic w świecie nie mógł skojarzyć, z kim. I skąd wytrzasnęła ten kluczyk? Z jakiegoś powodu był pewny, iż pasowałby do skrzyni znajdującej się w niedawno odkrytej komnacie.
               Westchnął głęboko, widząc ciemny korytarz i drzwi prowadzące do tajemniczej komnaty. Coraz bardziej nie podobała mu się ta sytuacja, a już zwłaszcza po wczorajszej nocy, kiedy zobaczył ducha byłej uczennicy Hufflepuffu, która została w brutalny sposób zamordowana. Wszedł do pomieszczenia i od razu jego wzrok powędrował na zdjęcie dziewcząt. Znieruchomiał, kiedy do niego dotarło, kogo przypominała mu Julie.
               Gwałtownie dopadł zdjęcia i ze zmarszczonym czołem, przyjrzał się uważnie Ślizgonce z platynowymi włosami. Jej rysy, wyraz twarzy były niemal identyczne jak dziewczyny, która zaserwowała mu niezłego sierpowego. Jedynie różniły się oczami, które mieszkanka Slytherinu miała ciemne. Odstawił fotografię i ponownie zaczął przeszukiwać komnatę, nie przejmując się już tym, że pewnie znowu wróci po trzech godzinach.
               Po obojętnym odrzuceniu biżuterii i kilku starych podręczników, jego uwagę przykuła książka w krwistoczerwonej okładce. Z ciekawości otworzył ją, lecz zamiast nudnych naukowych wywodów na jakiś temat, dostrzegł datę i niewielką notatkę pod nią, zapisaną ładnym, nieco pochyłym pismem. Jak się dowiedział z pierwszego akapitu, autorem była dziewczyna, Helena. Pisała o pewnym chłopaku, którego rzuciła, bo grał na dwa fronty. Syriusz wywrócił oczami i przekartkował powierzchownie dziennik. Kiedy miał już go zamykać, jego uwagę przykuł jeden z ostatnich wpisów.   
              
12 marca 1927

               Śmierć, krew, strach, nienawiść… Znowu mi to się śni. Znowu widzę dziewczynę bez twarzy z godłem Hufflepuffu, która wije się w agonii na podłodze. Otaczają ją rozmazane twarze, szyderczy śmiech roznosi się po lochach. Obraz zaczyna wirować, Puchonka krzyczy coraz głośniej i… nagle wszystko ustaje. Budzę się.
               I tak jest, co kilka dni. Nie mam pojęcia, co to jest i uparcie odrzucam od siebie myśl, iż to może być mój kolejny proroczy sen. Jednak obserwuję każde Puchonki podczas lekcji, obiadu, przerw… Tylko tak na wszelki wypadek.
               Na dodatek Anastasia i Melania znowu się kłócą! I to o głupotę – Xandra. Kto by pomyślał, że dwie najlepsze przyjaciółki posprzeczają się o kompletnego głupca?!
              
               Z wrażenia opadł na krzesło. Nie miał nawet czasu na przemyślenie tego, bo szybko przerzucił na następną stronę.

                                           

15 marca 1927

               Xander zaczął chodzić z Melanią, przez co Anastasia się obraziła i zupełnie się od nas odseparowała. Uważa, że ja i Charlotte jesteśmy po stronie Melanii… Kiedy my nie jesteśmy po żadnej stronie! To chore! Przecież jeszcze nie dawno wszystkie leżałyśmy pod jednym kocem, podczas oglądania spadających gwiazd, a teraz pojawił się ten cały Puchon, Xander, i poróżnił nas. Nienawidzę go za to.
               Nie zmienia to jednak tego, że Melania od pewnego czasu dziwnie się zachowywała. Gadała jakieś głupoty o pewnej rzeczy, której nawet nazwy nie pamiętałam, a potem bez powodu naskoczyła na mnie. Od tamtego momentu nie zamieniłyśmy ani słowa, choć bardzo chciałabym się z nią pogodzić. Jesteśmy przecież jak siostry, tak? Trudno mi jest znieść taki stan rzeczy.
               Czemu życie nie może byś prostsze?

                                            3 kwietnia 1927

               Puchar Żywota! To o tym mamrotała ostatnio Melania! Kiedy tylko udało mi się zapamiętać tę cholerną nazwę, pobiegłam do biblioteki. Niestety, niczego nie znalazłam na ten temat. Charlotte też nigdy o nim nie słyszała. Nawet Anastasia, z którą zdążyłam się już pogodzić. Więc, wygląda na to, że będę musiała zajrzeć do Działu Ksiąg Zakazanych…
               Co do Melanii, nasze stosunki są oschłe. Próbowałam już z nią gadać, ale za każdym razem ona krzywiła się ze złości i kazała mi odejść albo groziła, że coś mi zrobi. Zaczęła mnie przerażać. Zwłaszcza po kłótni z Charlotte. Nawet nie wiem dokładnie, o co chodziło. W każdym razie, potem przez tydzień Charlie chodziła wzburzona i na Merlina przysięgała, że zamorduje kiedyś Melanię. Mam nadzieję, że nie mówiła na serio.
              
15 kwietna 1927

               Udało się! Pogodziłam się z Melanią. Choć wciąż nie pochwalam jej związku z Xandrem, jakoś ścierpię to. Ważne, że w końcu mogę z nią normalnie rozmawiać. Merlinie, tyle mamy do nadrobienia! Szkoda tylko, że Charlotte wciąż jest wrogo nastawiona. Ale jestem pewna, że i ten problem wkrótce się rozwiąże.
               Poza tym, znowu miałam sen, a raczej… wizję. Widziałam Śmierć, jak kogoś zabiera. Niestety, nie udało mi się dostrzec, kogo konkretnie. Wiedziałam tylko, że była to dziewczyna.
               Mam nadzieję, że to nie dotyczy żadnej z nas.

1 maja 1927

               Mam złe przeczucia… bardzo złe. Jakby coś miało się stać, a ja nie mam na to wpływu. Merlinie, tak mi się płakać chce. Bez powodu. Nawet dziewczyny nie były dzisiaj w stanie mnie pocieszyć… a mój nastrój dodatkowo pogorszyła Anastasia, która pokłóciła się z Melanią, a potem całą winę zwaliła na mnie! Tak się nie zachowują bliskie przyjaciółki!
               Nawet nie wiem, o co się pokłóciły.
               Poza tym, przed wczoraj byłam w Dziale Ksiąg Zakazanych. Znalazłam tylko tyle, że Puchar Żywota jest legendarnym przedmiotem, posiadającym bardzo dużą moc. I nic więcej. Podejrzewam, że jest to coś w rodzaju Czarnej Różdżki, chociaż bardziej, dedukując z nazwy, skłaniałabym się ku Kamieniu Filozoficznym.

               18 maja 1927

               Jest coraz gorzej… Charlotte dzisiaj uderzyła Melanie. A ja oczywiście, jak zwykle nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi. To mnie powoli dobija.

15 czerwca 1927

               Miałam wizję. Niedługo stanie się coś naprawdę strasznego. Merlinie, po raz pierwszy w życiu tak się boję.

19 czerwca 1927

               Anastasia nie żyje.


_____________

Choć do końca nie jestem dumna z tego rozdziału, i tak go uwielbiam. Ze względu na scenę pomiędzy Syriuszem a Julie, chociaż może Wam się wydawać, że oboje zachowują się dość... dziwnie. I tak musi być.
Co do wpisów z dziennika... trochę ich jest, ale niestety nie mogłam ich usunąć, bo są dość ważną częścią tej historii, więc mam nadzieję, że przeczytaliście wszystkie. 

No cóż, życzę Wam, abyście jakoś przetrwali te upały :).

8 komentarzy:

  1. Zastanawia mnie ten kluczyk, który miała na szyi Juliette i to, że Syriusz tak nagle za nią pobiegł. Mam wrażenie, że on będzie istotny w tej historii, bo bez powodu byś o nim nie wspominała aż tyle. Może faktycznie pasowałby do tego kufra w komnacie? I może właśnie w taki sposób wątki Syriusza i Juliette będą się łączyć - przez ten klucz? Szkoda, że ich spotkanie tak niemiło przebiegło - nie dogadali się ze sobą, a tylko niepotrzebnie pokłócili.
    Naprawdę opowiadanie zanosi się coraz bardziej intrygująco i tajemniczo, co mi się podoba. Dobrze wychodzi ci budowanie tego napięcia.
    Ten dziennik chyba też będzie istotny. Pierwsze wpisy niby takie sielankowe, zwykłe nastolatkowe użalania, ale później... Czyżby ta Anastasia była tą nieżyjącą Puchonką, której zjawę widział Syriusz?
    Aż żałowałam, że urwałaś w takim momencie. Mogłaś jeszcze dopisać jakieś przemyślenia Syriusza na ten temat, ale może to będzie później? W każdym razie - czytało się bardzo dobrze. Rozdział był bez wątpienia ciekawy.
    O tak, też mam nadzieję, że te okropne upały wreszcie się skończą. Nienawidzę takiej pogody, jaka była w ostatnich dniach ;(.
    ps. U mnie na Evelyn też nowość, ale nie wyświetla się w obserwowanych, bo coś mi się popsuło :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, kluczyk będzie dość istotny, ale tylko do następnego rozdziału, w którym zostanie wykorzystany :).
      No cóż, na ogół oni nie będą się dogadywać, chociaż będzie kilka scen, gdzie będą w miarę normalnie ze sobą gadać :).
      Tak, Anastasia jest właśnie tą Puchonką.
      Nie martw się, na przemyślenia przyjdzie jeszcze czas :).

      Oh, tak tak, wiem. Już przeczytałam, ale skomentuje jutro albo pojutrze, bo dziś już naprawdę nie mam siły :).

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ^^.

      Usuń
  2. Hej kochana!
    W jednym zdaniu na końcu popełniłaś błąd.
    "Charlotte dzisiaj uderzyła się z Melanią" czy nie powinno być "Pobiła"?
    Wydaje mi się że tak jakoś lepiej brzmi.

    Po za tym rozdział mi się naprawdę podoba.
    Coraz bardziej lubię Twojego Syriusza.
    I zaskoczyłaś mnie z duchem tej Puchonki.
    Naprawdę nie spodziewałam się aż tylu wrażeń.
    Coraz bardziej lubię te opowiadanie.
    Podobał mi się też pomysł z pamiętnikiem.
    Wspomnienia robią wrażenia.
    Czy pojawi się jeszcze James?
    Pozostałych postaci też jestem ciekawa wątku.

    pozdrawiam i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem tu pierwszy raz i mam nadzieję zostać dłużej ; ) Zaciekawił mnie ten rozdział. Jestem ciekawa o co chodzi z tą dziewczyną i z tym kluczem. W wolnym czasie chętnie przeczytam poprzednie rozdziały, by bardziej zorientować się we wszystkim. Jeżeli możesz to informuj mnie o nowych rozdziałach, chętnie będę czytać. Zapraszam również do mnie do lektury: http://charm--of--life.blogspot.com/ ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka.
    W ciągu dzisiejszego dnia przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały. Mogłabym ahać i ochać, ale przejdę do konkretów.
    Ładny szablon. Estetyczny, przyciągający uwagę, a pani Amanda nie ma takich wyłupiastych oczu jak zwykle. Wybacz, nie przepadam za nią, ale uważam, że pasuje do Twojej historii. Niezwykle podoba mi się Twoja zakładka Czarodzieje. Wszystko jest na swoim miejscu.
    Skupmy się teraz na tym co najważniejsze: tym co piszesz, czyli fabule.
    Niesamowicie wciągnęła mnie historia, bo jest jedną z tych, które mogłabyś wyciągnąć z Hogwartu i utknąć w każdym magicznym miejscu i byłoby dobrze! Przynajmniej tak mi się wydaje. Cieszę się (mam nadzieję, że nie przedwcześnie), że nie będzie tu żadnych córek, sióstr i ciotek Voldemorta, który już wtedy chyba powoli się pokazywał? Podoba mi się sprawa z tym kluczykiem i jestem niemal pewna, że jeśli Syriusz otworzy skrzynkę, zacznie dziać się coś podobnego jak z tymi czterema dziewczynami. Chciałabym się jednak dowiedzieć dlaczego i jak zostały przyjaciółkami, skoro każda była z innego domu. Tak wnioskuję z Twojego opisu.
    Poza tym uwielbiam(!) kryminały, historie w których coś się dzieje i nie ma to niczego wspólnego z Czarnym Panem ani nudnym romansem.
    Piszesz ładnie, płynnie, choć czasem zdarzyło Ci się postawić znak zapytania zamiast kropki. To jednak pojedyncze błędy. Poza tym ja robię ich tyle, że się nie wypowiadam na ten temat! Piszesz lekko, dobrze władasz piórem i chwała Ci za to! Masz niewymuszony styl i miło się czyta, wręcz pochłania.
    Proszę o informowanie o nowościach, bo choć Obserwuję, to bardzo często przeoczam powiadomienia.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    JS z lodowe-serce.blogspot.com

    PS
    Nie wiem dlaczego, ale do samej Julie pasuje mi piosenka Lany del Rey - Dark Paradise, ale nie wiem dlaczego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, w tym opowiadaniu nie będzie żadnych córek, sióstr i ciotek Voldemorta, bo sama nie przepadam za tym podobnymi tematami. Właściwie, Riddla prawie tu nie będzie, może nawet wcale. I zważywszy na główny wątek, nie wydaje mi się, aby był tu potrzebny :).
      Co do skrzynki, w pewnym sensie masz rację...
      Serio stawiam znaki zapytania zamiast kropek? Nawet tego nie zauważam, ale przy sprawdzaniu rozdziału 5 postaram się zwrócić na to uwagę ;p.

      Właśnie odsłuchałam tej piosenki i może rzeczywiście trochę pasuje :).

      Dzięki za komentarz ^^.

      Usuń
  5. Cześć! Dzięki kolejnemu świetnemu blogowi znalazłam kolejną, świetną lekturę. :) Szczerze mówiąc takiego bloga jeszcze nie spotkałam! Jest bardzo tajemniczy... .
    Satysfakcje dało mi to, że Twój blog nie jest kolejnym o popularnej tematyce: Dramione. Jest zupełnie inny, intrygujący.
    Nie chcę się zbytnio rozpisywać, bo i nie taki był mój zamiar. Chciałam Ci tylko uświadomić, że naprawdę dobrze piszesz i "lubi" się to czytać.
    Życzę weny i w wolnej chwili zapraszam do siebie! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się że wplotłaś to w Syriusza. Jestem ciekawa czy on odegra jakąś ważną rolę w życiu Juliette?
    Zaciekawiłaś mnie tym duchem puchonki.
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń