niedziela, 23 czerwca 2013

1. Syriuszowe szczęście




               Przeczesał włosy. Czuł się upokorzony, jak nigdy dotąd. Osoby, które widziały zajście sprzed kilkunastu minut spoglądały na niego zaciekawione, rozbawione, niektóre współczujące, szeptając coś do swoich towarzyszy. Rzucił im piorunujące spojrzenie, jednak na nic się to zdało. Zacisnął zęby i wściekły wparował do Wielkiej Sali na obiad, niechcący potrącając jakiegoś ucznia. Odszukał wzrokiem przyjaciół i prędko ruszył ku nim, ignorując kpiące spojrzenie Regulusa, który właśnie zasiadał do stołu Slytherinu. Że też musiał widzieć cały incydent! Trudno mu było przyjąć to do wiadomości, ale oto Syriusz Black, Huncwot i Gryfon, który zdradził swój ród, miał chyba po raz pierwszy w życiu pechowy dzień. Poważnie zaczął zastanawiać się nad tym, czy ostatnio nie stłukł lustra.
               Odsunął i ciężko opadł na krzesło, zrzucając torbę z książkami na nogę Remusa. Lupin zakrztusił się sokiem i spojrzał na niego z wyrzutem. Nie przeprosił, był zbyt zdenerwowany. Nałożył sobie ziemniaków i kurczaka, po czym z całej siły wbił w mięso widelec.
               - Łapo? – zagadnął zaskoczony James, odstawiając kielich.
               - Co? – burknął, unosząc na niego wzrok.
               - Wszystko w porządku?
               W momencie, w którym miał odpowiedzieć, ktoś mu przeszkodził.
               - Syriuszu… - zaczął znajomy, damski głos.
               Odwrócił się i z wyczekiwaniem spojrzał na Marlene McKinnon. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie. Zdusił w sobie chęć warknięcia na nią.
               - Tak mi przykro. Wiesz… dość nieładnie zostało to rozegrane. – Przygryzła wargę. – Ale nie przejmuj się. To kretynka -  dodała pewnym głosem i odeszła.
               Zazgrzytał zębami i ponownie odwrócił się w stronę przyjaciół. Nie minęło pół godziny, a już trzy czwarte szkoły wiedziało! Nie mógł uwierzyć w to, jak wieści szybko się rozchodzą w tak dużej szkole, jaką był Hogwart.
               - Co się stało? – spytała Alicja, przyjaciółka Lily.
               Spojrzał na nią przeciągle. W sumie, nie dziwił się Frankowi, że się w niej zakochał. Była ładna. Ciemne włosy zostały krótko obcięte i nastroszone, a wielkie, brązowe oczy spoglądały na niego z zainteresowaniem spod gęstych rzęs. Gdyby nie to, że była już zajęta, a on od wakacji chodził z pewną Puchonką, pewno by ją zaprosił na wypad do Hogsmeade, który był już jutro. No właśnie, chodził. Przejechał dłonią po twarzy.
               - Amanda mnie rzuciła – mruknął niechętnie, po czym zajął się jedzeniem.
               - Jak to? – zdziwiła się Lily.
               - Tak po prostu. Na korytarzu, przy wszystkich powiedziała, że się mną znudziła – uzupełnił swoją wcześniejszą wypowiedź. A widząc, że teraz Peter otwiera buzię, dodał: - Nie. Dajcie mi spokój.
               Przeżuwając mięso, zerknął na stół Puchonów, gdzie właśnie pojawiła się Amanda. Nietrudno było ją rozpoznać, zważywszy na to, że była wysoka, a jej długie, proste włosy miały odcień platyny. Z szerokim, zalotnym uśmiechem dosiadła się do jakiegoś chłopaka, którego Syriusz nie kojarzył. Poczuł ukłucie złości. Co on w niej takiego widział? Oprócz tego, że była bardzo ładna. Nawet ze sobą nie rozmawiali, preferując inny rodzaj zbliżenia się do siebie. Odwrócił wzrok i zaczął przysłuchiwać się rozmowie przyjaciół.
               - … nie mam pojęcia, jaki cudem w tamtym roku nie dostaliśmy Pucharu Quidditcha, ale w tym roku na pewno będzie nasz! – powiedział pewnie Rogacz, z zaciętością spoglądając na Lily, która potakiwała obojętnie głową, nakładając sobie sałatki. – Lily, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Westchnął.
               - Oczywiście, James. Mówiłeś, że w tym roku Puchar Quidditcha będzie nasz – odparła ruda, rzucając mu krótkie spojrzenie.
               Black już się przyzwyczaił do tego, że Lily i James od końca szóstej klasy byli w przyjaznej relacji. Co prawda, czasem brakowało mu tego, jak ona na niego wrzeszczała, albo coraz to durniejszych pomysłów Rogacza na zdobycie jej, ale pamiętał też cierpienie przyjaciela.
               - Idziecie jutro do Hogsmeade? – zagadnęła Alicja.
               - Co to w ogóle za pytanie? – żachnął się Remus. – Oczywiście, że tak!
               - Podobno Frank ma się tam zjawić.
               - Tak, obiecał mi. – Alicja uśmiechnęła się szeroko. – A ty, Lily, z kim idziesz?
               - Z nimi. – Kiwnęła głową na Huncwotów.
               Syriusz odłożył widelec z łoskotem, ponieważ miał wrażenie, że o czymś zapomniał. Ściągnął brwi, próbując wyciągnąć z ciemnych zakątków głowy tę rzecz. Jak cień przemknął mu obraz McGonagall, która coś do niego mówiła. Miało to miejsce na pewno dwa dni temu i było związane z… a no tak! Powstrzymał się przed pacnięciem w czoło. Jakiś czas temu dostał szlaban za włóczenie się w nocy po szkole. Oczywiście, wracał wtedy ze spotkania z Amandą. Gdyby wtedy wiedział to, co dziś, na pewno by nie ryzykował. I w dodatku, który z Huncwotów był taki głupi, żeby po ciszy nocnej opuszczać wieżę bez Mapy albo Peleryny Niewidki? Zdecydowanie pośpiech mu nie służył.
               - Ja nie idę – mruknął ponuro. – Jutro mam szlaban. Wyrwę się może wieczorem. Dawno się nie widziałem z Madame Rosmertą. – Oczy mu zabłyszczały. – Pójdzie ktoś ze mną?
               - Wiesz, stary, że na mnie zawsze możesz liczyć, ale….- zaczął James, lecz nagle urwał i zwrócił się do Evans: – Lily, nie patrz się tak na mnie. Udaj, że tego nie słyszałaś. – Wyszczerzył się do niej.
               - A czego miałam nie słyszeć? – spytała, udając zdziwienie.
               - Idę, bo chcę jeszcze przed lekcją wstąpić do biblioteki i wypożyczyć książkę potrzebną mi na Starożytne Runy. Potem nie będę miał czasu – powiedział Lunatyk, wstając.
               Kiedy Lupin odszedł, Łapa zaczął rozglądać się za czymś do jedzenie, ponieważ jego nienaturalnej pojemności żołądek wciąż domagał się jedzenia. Niedaleko zobaczył ulubioną zapiekankę, więc poprosił Alicję o podanie półmiska. Nakładając sobie ją, doszedł do wniosku, że szykuje się bardzo ciekawa sobota, spędzona zapewne w Izbie Pamięci. Chociaż, lepsze już czyszczenie pucharów niż nocników w Skrzydle Szpitalnym. Wzdrygnął się na samą myśl. Niespiesznie jedząc zapiekankę, przysłuchiwał się, jak Alicja opowiadała Lily o tym, że Frank ostatnio stał się jakiś skryty. Wywrócił oczami. Chłopak czegoś nie powiedział, a one już robią z tego sensację. Kobiety. Przeniósł spojrzenie na Jamesa, jednak widząc, że ten do reszty wciągnięty był w dyskusję z dwoma szóstoklasistami na temat tego, jaka taktyka przeciwko Krukonom była najlepsza, zaczął wodzić znudzonym wzrokiem po Wielkiej Sali.
               Jak zwykle, panował tu duży gwar: roześmiani uczniowie rozprawiali na bardziej lub mniej istotne tematy, a pierwszoroczni opowiadali sobie wrażenia po przeżyciu pierwszych trzech tygodni w szkole. Syriusz z niepodobną do niego melancholią pomyślał, że niedawno i on był rozwydrzonym jedenastolatkiem. Patrząc się na znajome twarze, stół nauczycielski i niesamowite sklepienie sali, zaczął się zastanawiać, jakim cudem te najwspanialsze lata jego życia tak szybko minęły. Zganił się w myślach. To nie pora na takie myślenie, jeszcze miał kilkanaście miesięcy do czerwca – a dany mu czas zamierzał wykorzystać jak najlepiej. Z iście huncwockim uśmiechem zerknął na nauczycieli, zatrzymując swoje szare tęczówki na jednym konkretnym.
               - Łapo, chyba myślimy o tym samym – odezwał się niespodziewanie James, kątem oka zerkając w tę samą stronę.
               - Jak zawsze.
               Za dziesięć minut zaczynała się ich ostatnia lekcja tego dnia. Obrona przed czarną magią.

*
              
               W tym roku Albus Dumbledore miał wyjątkowe trudności ze znalezieniem kogoś naprawdę dobrego na stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią. Zapewne miało to związek z rosnącym w siłę Lordem Voldemortem i jego poplecznikami zwącymi siebie Śmierciożercami. Byli oni oskarżeni o kilkadziesiąt zabójstw i napaści na niewielkie mugolskie wioski. Od czasów Grindelwalda jeszcze nie miały miejsca takie rzeczy, więc nic dziwnego, że w magicznym świecie wybuchła panika. W każdym razie, dyrektor na miejsce poprzedniego nauczyciela, który zachorował na bardzo rzadką i przewlekłą chorobę, przyniesioną podobno przez jego kuzyna z Australii, znalazł Flawię Holland.
               Była to podobno kobieta wszechstronnie uzdolniona i potrafiąca świetnie dogadać się z uczniami. Gryfoni i Puchoni po pierwszej lekcji z nią skwitowali to stwierdzenie Albusa pięcioma minutami nienaturalnie głośnego śmiechu. Flawia może i posiadała jakąś tam wiedzę, ale z pewnością nie rozumiała uczniów. W dodatku mówiła tak szybko i niezrozumiale, że studenci Hogwartu po minucie słuchania jej mieli ogromny mętlik w głowie. Kobieta miała około czterdziestu lat, chociaż zmarszczki na twarzy mogą zmylić każdego, przez co niemal wszyscy myśleli, iż Holland ma już pięćdziesiątkę za pasem. Poza tym, była taka wysoka, że wzrostem przewyższała Syriusza. Ciemne oczy miała nieco skośne, szeroko rozstawione, orli nos i krzaczaste brwi. Włosy z kolei długie i brązowe, zawsze związane w niesamowicie ciasnego warkocza. Po tygodniu obserwowania jej, już każdy wiedział, że jak słyszy ciężki, szybki krok to oznacza, że zbliża się właśnie ona.
               Kiedy już wszyscy zajęli całe dwa rzędy ławek w słabo oświetlonej klasie, zapadła pełna oczekiwania cisza. Zarówno Krukoni jak i Gryfoni patrzyli się na siebie z lekkimi, drwiącymi uśmieszkami. Holland zawsze pojawiała się niecałe pięć minut po dzwonku, więc mieli jeszcze chwilę. W międzyczasie, Peter z ekscytacją odwrócił się do Jamesa i Syriusza. Wyciągnął w ich stronę zaciśniętą, pulchną piąstkę. Obaj spojrzeli na niego zaciekawieni.
               - Popatrzcie, co znalazłem. Kupiłem to w trzeciej klasie u Zonka i kompletnie o tym zapomniałem – powiedział, rozcapierzając palce.
               Ich oczom ukazał się zielony glut, drgający niczym galaretka na dłoni Glizdogona. Chłopcy parsknęli mimowolnym śmiechem.
               - A co to robi? – spytał z pewna dozą podejrzliwości Remus, nieufnie dotykając tego. Maź objęła mackami pół palca Lupina. Chłopak zabrał szybko swoją dłoń, krzywiąc się z niesmakiem.
               - No właśnie nie pamiętam – odparł zrezygnowany Pettigrew.
               - A czy to ważne?
               - Przecież można sprawdzić. – Syriuszowi zabłyszczały oczy, przez twarz przebiegł cień rozbawienia.
               - A jeśli… - zaczął Remus.
               - Oj, daj już spokój, Lunatyku! Czy ty widzisz w tym coś zagrażającego naszemu cennemu życiu? – zaperzył się James, machając lekceważąco ręką.
               Syriusz wziął podejrzaną substancję, dokładnie w momencie, kiedy do średniej wielkości pomieszczenia weszła nauczycielka. Zacisnął delikatnie dłoń i położył ją na kolanie, posyłając Jamesowi cwaniacki uśmieszek. Łapa ponownie czuł się jak w drugiej klasie, kiedy specjalnie na lekcji eliksirów pomylił składniki, przez co obecni wówczas uczniowie jak i sam nauczyciel przez tydzień cuchnęli zgniłymi jajami i nieświeżą rybą.
               - Witajcie, drogie dzieciaczki! – zawołała niewyraźnie, usuwając końcówki słów, przez co uczniowie usłyszeli tylko bełkot.
               - Dzień dobry – odpowiedzieli monotonnie.
               Holland zasiadła za biurkiem, za którym znajdowała się gablota, gdzie można było znaleźć wiele poniszczonych książek od obrony przed czarną magią. Kobieta prędko sprawdziła listę obecności, z pewnością omijając kilka nazwisk. Następnie wstała, omal nie przewracając krzesła i stanęła na środku klasy. Przez dobrą minutę uważnym wzrokiem lustrowała każdego z uczniów. Wyglądała przy tym tak komicznie, że jeden z Krukonów kaszlem musiał zamaskować śmiech. Flawia odchrząknęła.
               - Bardzo dobrze wiecie, kochani, że zbliża się bardzo ważny dla was czas – zaczęła szybko mówić, lecz każdy bez problemu domyślił się, o co chodzi. Wielu uczniów wywróciło oczami. – Nie muszę wam mówić, o co mi chodzi, bo jesteście bardzo mądrymi dzieciaczkami i z pewnością się domyślacie, prawda, panno Evans? – Nachyliła się ku rudowłosej, która nieco zestresowana, prędko schowała kawałek pergaminu pod ławką. Na jej szczęście, nauczycielka niczego nie zauważyła.
               - Tak, proszę pani – odparła potulnie Lily, a kiedy Holland odwróciła od niej wzrok, Evans przygryzła wargę i wysłała kawałek pergaminu do Jamesa.
               - Tak, jak już wspomniałam na naszej pierwszej lekcji, mam zamiar solidnie was przygotować do tego. A więc dziś zaczniemy od przypomnienia sobie Zaklęcia Patronusa, którego zapewne uczyliście się już w szóstej klasie.
               W momencie, kiedy nauczycielka zaczęła wypytywać, co to jest za zaklęcie, Syriusz odwrócił się twarzą do Jamesa, lekko podrzucając galaretowatą substancję. Chwilę później poleciała ona do Pottera, który zgrabnie ją złapał. Remus rzucił im przez ramię pełne dezaprobaty spojrzenie. Obaj Huncwoci nie przejęli się tym i zaczęli podawać sobie tą dziwną rzecz. Kątem oka obserwowali Flawię, zwróconą w stronę Krukonów, aby w razie, gdyby niespodziewanie przeniosła swoją uwagę na nich, odpowiednio zareagować.
               - Ej, oddaj! – szepnął James, kiedy Syriusz nie odrzucił mu substancji.
               - Jak dzieci – skomentował Remus, odwzajemniając wymowne spojrzenie Lily.
               - Zostaw to – warknął Black, kiedy Potter chwycił gluta z drugiej strony i zaczął go ciągnąć.
               Rzucili sobie wyzywające spojrzenia i odchylili się lekko na swoich krzesłach. Raz wygrana była po stronie okularnika, drugim razem arystokraty. Nim zdążyli się zorientować, substancja wyślizgnęła się im z dłoni. Potter zamachał szeroko rękami, próbując ją jeszcze złapać, lecz ta poleciała na ukos w stronę sklepienia i przylepiła się tam z cichym mlaśnięciem.
               - Upss! – wymsknęło się Rogaczowi. Wyprostował się na krześle i przybrał jak najbardziej niewinny wyraz twarzy. W tej chwili nikomu nie przyszło do głowy, aby użyć różdżki do ściągnięcia zielonej mazi.
               Kiedy nauczycielka odwróciła się, aby zapisać coś na tablicy, wszyscy równocześnie zerknęli na sufit, a potem na Holland, która stanęła idealnie pod odklejającą się substancją. Syriusz niemal przegryzł sobie język, aby nie wybuchnąć śmiechem.
               - Expecto Patronum. Mam nadzieję, iż pamiętacie, że aby wyczarować w pełni sprawnego patronusa, należy przypomnieć sobie najszczęśliwsze wspomnienie. Spójrzcie – rozkazała, wyciągając różdżkę. Wykonała nią zamaszysty ruch. – Expecto Patronum!
               W momencie, kiedy wypowiedziała zaklęcie, na jej idealnie ułożoną fryzurę spadła galaretowata substancja. Kobieta krzyknęła przestraszona, aby po chwili skrzywić się z obrzydzenia, kiedy maź zaczęła leniwie spływać po twarzy. Czuła się dziwnie jakby coś lepkiego i zimnego powoli zaczęło otaczać całe jej ciało. I tak było w rzeczywistości. Uczniowie mimowolnie parsknęli śmiechem, widząc nauczycielkę obrony przed czarną magią całą oblepioną w zielonym mazidle, które rozciągało się i bez pośpiechu skapywało na podłogę. Holland zacisnęła usta, oczy zabłyszczały złością. Starała się jednak zachować względny spokój.
               - Wybrałam chyba złe wspomnienie – mruknęła rozeźlona, ocierając wierzchem dłoni twarz.
               Uczniowie wybuchli jeszcze głośniejszym śmiechem, a zarówno James jak i Syriusz odetchnęli z ulgą, ciesząc się, że nie spotka ich kolejna kara.
               - A więc tak to działało – szepnął z entuzjazmem Peter, uśmiechając się szeroko.

               W niecałe pięć minut po lekcji z Holland, już cała szkoła wiedziała, co się wydarzyło w klasie. Większość osób, którym udało się dowiedzieć, czyja to była sprawka, gratulowała Huncwotom. Każdy jednak widząc zdenerwowaną opiekunkę Gryffindoru, starał się trzymać język za zębami, aby przypadkiem nie wkopać największych rozrabiaków w szkole, którzy gwarantowali im rozrywkę i odskocznię od ponurych dni i coraz cięższych lekcji. Minerwa oczywiście domyśliła się, kto stał za tym wszystkim, ale nie mając gruntownych dowodów nie mogła nic zrobić, prócz rzucenia ostrzegawczego spojrzenia Huncwotom. Wiedziała, że zrozumieli ten gest, bo już dwie sekund później zniknęli jej z horyzontu.
               Wydarzenie z przerwy obiadowej jak i plotki dotyczące go kurczowo trzymały się Syriusza do końca dnia. Na każdym kroku towarzyszyły mu współczujące spojrzenia znajomych i pogardliwe Ślizgonów. W końcu Black stwierdził, że ma dość i aby jeszcze bardziej się nie denerwować, zaszył się z Jamesem i Peterem w dormitorium, aby wspólnie obmyślić nowy kawał. Był to ich ostatni rok i chcieli, aby ich jak najlepiej zapamiętano.
               Syriusz wyciągnął nogi i oparł się o swoje łóżko, w dłoni dzierżąc w połowie pełną butelkę Kremowego Piwa. Peter wpychał sobie do buzi czekoladki, brudnymi palcami przewracając strony Proroka Codziennego, a James usiadł po turecku naprzeciwko Blacka i oparł podbródek na pięściach. Od kilku minut debatowali na temat tego, co już zrobili, jakie mieli niezrealizowane plany i co mogliby zrobić. Szybko jednak okazało się, że w ciągu ostatnich lat spędzonych w Hogwarcie wykorzystali prawdopodobnie już maksimum swoich pomysłów.
               - Nie no, koledzy, tak nie może być – powiedział James, twardo patrząc się na każdego – przecież jesteśmy Huncwotami, a Huncwoci ZAWSZE mają pomysły. Po prostu mamy gorszy dzień.
               - Może Lunatyk na coś wpadnie? – Peter chwycił się ostatniej deski ratunku, obojętnie wodząc wzrokiem po artykule dotyczącym rozgrywek quidditcha.
               - Remus… - zamyślił się Syriusz. Ściągnął brwi i odruchowo spojrzał na kalendarz przyczepiony do szafy. – O cholera! – zawołał, gwałtownie wstając.
               Jego przyjaciele podskoczyli, zaskoczeni jego nagłą reakcją. James wyprostował się i przybrał pytający wyraz twarzy.
               - Przecież jutro jest pełnia!
               - Nie wiedziałeś? – parsknął Potter, kręcąc głową. – Przecież nie da się nie zauważyć bladego jak ściana Remusa. W dodatku nie miał dziś humoru, bo normalnie też by się śmiał z tej akcji z Holland. Łapo, dam ci dobrą radę. Zapomnij o Amandzie.


               Syriusz, zanim zasnął, wcielił w życie radę przyjaciela i raz na zawsze wymazał ze swojej pamięci Amandę Byrnes. Nie miał z tym większych problemów, bo nic do dziewczyny nie czuł. Gorzej było z jego urażoną męską dumą. Postanowił jednak wziąć się w garść i nie mazać. Kiedyś życie musiało mu się odwdzięczyć za to, że jako piętnastolatek całował się po kątach z siódmoklasistką, podczas kiedy chodził z pewną Gryfonką. Na szczęście, już nigdy później nie powielił tego błędu. Zbyt mocno dostało mu się po uszach od Remusa.
               Kiedy Black się obudził, zdziwiła go panująca w dormitorium nienaturalna cisza. Przecierając oczy, odsunął zasłonę. Po pomieszczeniu walały się ubrania, a łóżka nie zostały pościelone – nawet Remusa, więc Łapa wywnioskował, że musieli się wyjątkowo spieszyć. Ziewnął, przeciągając się, po czym spojrzał na zegarek. Było w pół do jedenastej, więc do szlabanu miał jeszcze trzydzieści minut. Mruknął z niezadowolenia, wstając. Chwiejnym krokiem ruszył ku łazience. Czuł się dziwnie, ponieważ po raz pierwszy nie musiał się o nią bić. Oparł się o umywalkę i przeczesał palcami rozczochrane, nieco przydługie czarne włosy. Odkręcił kurek i zimną wodą przemył sobie twarz, aby się trochę otrzeźwić.
               Kilka minut później po wykonaniu porannej toalety, zaczął buszować w szafie w poszukiwaniu czystych ubrań. W końcu, zirytowany wziął pierwszą lepszą bluzkę. Ostatecznie, gdy był już w pełni ubrany, zabrał jeszcze z szafki nocnej różdżkę i wyszedł, uprzednio sprawdzając godzinę. Widząc, że ma już tylko pięć minut, nieco zmarkotniał, uświadamiając sobie, że śniadanie będzie musiał zjeść po szlabanie. A właściwie, to będzie już obiad. Zbiegając w błyskawicznym tempie po schodach, schował do tylnej kieszeni startych dżinsów różdżkę.
               W pokoju wspólnym Gryfonów siedziała cała zgraja uczniów do drugiej klasy, którzy nie mieli jeszcze możliwości chodzenia do magicznej wioski. Nie zwracając uwagi na ogromny hałas, jaki robili, opuścił wieżę i pędem począł kierować się w stronę gabinetu Minerwy McGonagall. Na korytarzach panowała wręcz nienaturalna pustka, a jedyny hałas powodowały gadające postacie z portretów. Syriusz zbiegł po schodach, uważając na poluzowane stopnie. Nawet nie zwracając uwagi na wrednego ducha, który znowu wkładał gumy do dziurek od kluczy, minął go. Na jego szczęście, poltergeist był zbyt zaabsorbowany chwilową czynnością, aby zwrócić na cokolwiek innego uwagę. Kiedy Black w ekspresowym tempie dobiegł do gabinetu Minerwy, rozpędzony omal nie wpadł na drzwi.
               Odetchnął głęboko i przekręcił klamkę.
               - Dzień dobry, prze pani – przywitał się, z szerokim uśmiechem na ustach.
               Kobieta nawet nie podniosła głowy, uparcie skrobiąc piórem po dość długim pergaminie.
               - Witam, panie Black – odezwała się sucho. – Proszę zostawić różdżkę. PRAWDZIWĄ, bo uwierz mi, mam swoje sposoby na wykrycie fałszywej. I udasz się do Skrzydła Szpitalnego, pani Cooper już na ciebie czeka.
               - Skrzydło Szpitalne… a nie Izba Pamięci? – wydukał z niesmakiem.
               Nauczycielka spojrzała na niego surowo.
               - Black, czy ty właśnie mówisz mi, jaką karę mam ci dać?
               - Nie, oczywiście, że nie. Ja po prostu mamroczę sam do siebie. Proszę, oto moja PRAWDZIWA różdżka. Mam poczarować dla udowodnienia, że…
               - Nie, po prostu już idź.
               Odłożył różdżkę, skinął głową i nie przestając się uśmiechać, opuścił gabinetu, ku uldze kobiety. Swe kroki niechętnie skierował w stronę Skrzydła Szpitalnego. Z racji, że znajdowało się ono na tym samym piętrze, co gabinet McGonagall, Syriusz nim się obejrzał, już tam był.
               - O, panie Black, witam, witam – przywitała się pielęgniarka, z pobłażliwym uśmiechem.

                                                                             *

               - Do zobaczenia, panie Black – krzyknęła za chłopakiem kobieta, kiedy ten jak najszybciej ulatniał się ze Skrzydła Szpitalnego.
               Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, po czym z obrzydzeniem wytarł dłonie o spodnie. To zdecydowanie nie należało do jego ulubionych kar. Poprawił sobie jednak humor tym, że w końcu coś zje. Złapał się za brzuch, czując, jak mu burczy. Idąc w kierunku gabinetu Minerwy, zastanawiał się, jak się bawią jego przyjaciele. I pomyśleć, że gdyby bardziej uważał, i on byłby dziś razem z nimi. Skrzywił się. Miał przynajmniej nadzieję, że coś mu kupią.
               Nagle się zatrzymał, czując dziwne i nieprzyjemne mrowienie w okolicach klatki piersiowej i karku. Wzdrygnął się i starając się to ignorować, ruszył dalej. Szedł jednak w zupełnie innym kierunku. Ściągnął brwi. Chciał się zatrzymać, ale nogi go nie słuchały.
               - Co jest? – mruknął, oglądając się przez ramię.
               Wszedł w boczny, mało uczęszczany korytarz, gdzie znajdowały się już dawno nieużywane klasy. Jeszcze przez chwilę Syriusz starał się opierać, lecz, kiedy zorientował się, że im większy był jego upór, tym bardziej niewidzialna siła na niego naciskała, poddał się. Teraz z narastającą ciekawością zastanawiał się, gdzie podążają nogi. Im szedł dalej, tym było ciemniej i ciszej. Nie było żadnych portretów, jedynie puste ściany. Łapa zaczął się zastanawiać, czemu nigdy nie szedł tym korytarzem i jakim cudem razem z przyjaciółmi jeszcze go nie odkryli. W głębi duszy, przyznał rację dyrektorowi szkoły, który powiedział, że Hogwart pełen był niezbadanych tajemnic.
               W końcu dotarł do niewielkich, jeszcze dobrze trzymających się drzwi. Wiedziony intuicją, nacisnął klamkę i wszedł. 

____________

No świetnie, mam nadzieję, że nie przesadziłam z długością... ale taki wyszedł i trudno mi było cokolwiek wyrzucić, ale nie martwcie się - następny będzie dużo krótszy, nie chcę Was pousypiać ;p. 
Starałam się jak najlepiej przedstawić tu Syriusza, ale czy to mi się udało, czy nie,  dowiem się już od Was :).
Od razu także mówię, żeby nie było jakichkolwiek nieporozumień: historia będzie pisana z perspektywy dwóch postaci: Syriusza i dziewczyny, którą poznacie 7 lipca, czyli w drugim rozdziale. 
Podstrony są już prawie gotowe. Nad Historią Hogwartu jeszcze pracuję, a druga połowa zawartości zakładki Czarodzieje pojawi się za dwa tygodnie :D. 
Jeśli ktokolwiek jest zainteresowany, zapraszam do zakładki Prorok Codzienny, gdzie pojawiła się zapowiedź rozdziału 2. 

12 komentarzy:

  1. Kolejna historia od Luie. Cieszę się, jak cholercia, bo też lubie Łapę! ;D
    Która była taka dziwna i głupia, żeby rzucić Syriusza, no dajcie spokój. Uwielbiam Huncwotów za te ich głupie żarty, dobry humor i bycie wspaniałymi animatorami kultury. ;)
    Wybacz, że tak mało, ale jest już późno, a mnie wysiadają szare komórki. ;)
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka błędów się znalazło, ale mnie boli głowa i nie mam zbytnio ochoty ich wypisywać - przepraszam :/
    Ogólnie rzecz biorąc, Twój Łapa mnie urzekł od poprzedniego rozdziału i na blogu z opowiadaniem wokół Jamesa i Lily, tutaj nie jest inaczej, Syriusz jest Syriuszem, którego barrrdzo polubiłam:3 Te jego uśmieszki, jego słowa, w końcu urażona męska duma, wiele ma w sobie z prawdziwego człowieka i zarysowuje się na horyzoncie bardzo wiarygodnie. Podobnie cała reszta ferajny. Hihihi, Holland ma z nimi trzy światy, a ja czekam na kolejne psoty, mam nadzieję, że nas nimi uraczysz, a Łapie oszczędzisz kar Minewry... Zakończenie ciekawe - boję się, co na niego czeka, nie ma przecież różdżki, więc... :D
    w każdym razie - jest świetnie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem ani trochę nie przesadziłaś z długością a wręcz przeciwnie.
    Zawsze jestem zdania że im dłuższe tym ciekawsze a Ty wspaniale wykreowałaś wzorce Syriusza i Jamesa, a na samą myśl o ich śmierci skręca mnie w żołądku.

    Sam rozdział naprawdę mi się spodobał chociaż szkoda mi się zrobiło Syriusza.
    Wredna Amanda, normalnie poucinałabym jej łapy przy samym tyłku.
    No jak można tak potraktować fantastycznego chłopaka?
    To przecież jest okropne według mnie.
    Na całe szczęście Syriusz umie sobie poradzić.

    Jestem również ciekawa tej tajemniczej dziewczyny, która zdobędzie jego serce.
    Już nie mogę się doczekać i niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Ściągnął brwi, próbując wyciągnąć z ciemnych zakątków głowy tą rzecz." tę rzecz?
    "Zdecydowanie pospiech mu nie służył." pośpiech
    " Kiedy Lupin odszedł, Łapa zaczął się rozglądać za czymś do jedzenie, ponieważ jego nienaturalnej pojemności żołądek wciąż domagał się jedzenia." rozglądać się za czymś do jedzenia
    " Jak zwykle, panował tu duży gwar: roześmiani uczniowie rozprawiali na bardziej lub mniej istotniejsze tematy, a pierwszoroczni opowiadali sobie wrażenia po przeżyciu pierwszych trzech tygodni w szkole." nie lepiej istotne?
    "Remus rzucił im przez ramię pełne dezaprobaty spojrzenie. Obaj Huncwoci nie przejęli się tym i zaczęli podawać sobie tą dziwną rzecz." własnie znowu nie wiem czy nie ma być tę rzecz o.O Ale nie mam pewności
    "W dodatku nie miał dziś humor, bo normalnie też by się śmiał z tej akcji z Holland." humoru
    " Kilka minut później po wykonaniu porannej toalecie, zaczął buszować w szafie w poszukiwaniu czystych ubrań. W końcu, zirytowany wziął pierwszą lepszą bluzkę." porannej toalety

    hmm... co do rozdziału, ciekawy, fajnie przedstawiłaś bohaterów, choć czegoś mi tu brakuje i nie wiem czego... plus jakoś styl pisania zdaje mi się inny, niż na tym drugim blogu o.Ona razie przestawiam się na tego Syriusza, odbiega on co prawa od moich wyobrażeń, ale jeszcze się do niego przekonam xd Co dziwne, ta cała Amanda mnie nie rusza, jednak akcja z mazią była świetna xd poza tym zastanawia mnie ten pokój opuszczony w pośpiechu, może to miało jakieś znaczenie, wydawało mi się, że próbowałaś zbudować taką tajemniczą atmosferę od tego momentu... nom, no i zakończenie! Jestem ciekawa w co też wpakował się nasz Łapa *^*

    Nom, rozdział ciekawy, czekam na kolejny (ciekawe czy uda mi się go przeczytać w terminie xd) i przepraszam, że tak krótko, ale ta pogoda mnie wykańcza i już nie myślę xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za poprawienie błędów. W pierwszym przypadku rzeczywiście było " tę rzecz", ale w drugiej nie jestem pewna... więc już zostawiłam ;p.
      Mi się wydaje, że nie przedstawiłam Łapy tak jak chciała... ale to jeszcze nadrobię w następnych rozdziałach ;p.
      Haha, sama nie wiem, dlaczego tak Ci się wydaje... może to zależy od tematyki albo po prostu od postaci? ;p
      W co wpakował się Łapa, przekonasz się dopiero w 3 rozdziale ;p.
      Nie ma sprawy, mi samej jest trudno myśleć w taką pogodę, dlatego też tak marnie napisałam rozdział 7 na tego drugiego bloga xD.

      Usuń
    2. skoro w pierwszej było, to w drugiej też, na tej samej zasadzie xd
      Ok, ok, to zobaczymy wtedy ^^
      I dopiero w trzecim dowiem się w co wpakował się Łapa? Niesprawiedliwe o.O
      E tam, e tam, na pewno nie marnie xd Z pewności przeczytam tamte dwa zaległe na drugim blogu, jak i najnowszy rozdział na tym, ale wpierw recenzja i rozdział do siebie, inaczej z niczym nie wyrobię, bo w wakacje nie mam motywacji do niczego o.O

      Usuń
  5. To mój pierwszy blog, który czytam o Syriuszu, choć to jedna z moich ulubionych postaci. Uwielbiam jego charakterek i ty świetnie go przedstawiłaś. Najbardziej ciekawi mnie końcówka. Co Łapę tak ciągnie i gdzie?? Szkoda, że muszę czekać na odpowiedź aż dwa tygodnie... No nic, wytrwam! ;)
    Pozdrawiam i weny życzę,
    Bri

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem rozdział wyszedł bardzo fajnie. Kurczę, ale się uśmiałam przy tej scenie z galaretowatą paćką, która spadła nauczycielce na głowę. To było naprawdę genialne.
    W sumie dużo było już tych blogów o Huncwotach, ale pozytywnie zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem. Syriusz zachowuje się całkiem syriuszowo, nie odbiega od zazwyczaj ukazywanego obrazu, ale nie jest przesadnym podrywaczem (przynajmniej na razie, nie wiadomo, jak później), bo tu było głównie o tej Amandzie, która go rzuciła, i o zranionej męskiej dumie, ale że się przyzwyczaiłam, to mnie to nie raziło ;).
    Wiadomo też, że Huncwoci muszą robić kawały, i jestem ciekawa, jakie jeszcze wymyślisz. Paćka była świetna. Oni specjalnie ją rzucili na sufit, czy sama im tam poleciała? ;P
    Mam też wrażenie, że nie zapominasz o tym, jakie to są czasy, i że zaczynasz nakreślać, że jednak nie jest taka sielanka, jak mogłoby się zdawać. Ten wątek też mnie ciekawi, w opowiadaniach o czasach Huncwotów właśnie najbardziej lubię same te czasy, kiedy to Voldi jest u szczytu władzy. Wtedy jest najciekawiej :).
    Zastanawia mnie końcówka. Co to za drzwi i co się za nimi kryje? Urwałaś w naprawdę tajemniczym momencie, w sumie lubię takie pełne napięcia zakończenia, bo ciekawi mnie, co będzie dalej.
    Ogólnie wrażenia całkiem niezłe ^^. Dobrze mi się czytało, więc wcale nie odczułam, że miał być jakiś długi :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, to cieszę, że Ci spodobała się ta scena, bo ja na początku nie byłam co do niej pewna ;p.
      Nie martw się, nie zamierzam go kreować na takiego podrywacza, bo sama nie lubię, kiedy ktoś przedstawia go takim Casanovą ;p.
      Haha, a ta paćka to oczywiście niechcący im tam poleciała, kiedy próbowali ją sobie nawzajem zabrać ;p.
      Co do Voldka, czasem będą się o nim pojawiały pewne wzmianki, ale o wiele istotniejsze będzie to, co będzie się działo w Hogwarcie i mogę Cię zapewnić, że to wcale nie będzie mniej mroczne niż ta sprawa z Riddlem ;). Natomiast więcej Voldemorta zamierzam wrzucić na mojego drugiego bloga, gdzie owa sprawa jest dużo ważniejsza i dość ściśle związana z Peterem ;p.
      No cóż, następny będzie naprawdę krótki... ale to będzie bardziej przedstawienie, a nie chciałam niczego na siłę tam wrzucać ;p.

      Usuń
  7. Znalazłam twojego bloga na rejestrze i nie żałuję, że tu zajrzałam. Rozdział był naprawdę ciekawy i chętnie przeczytam kolejny. Wcale nie odczułam, że jest długi. Czytało się go naprawdę miło. Zupełnie jak dobrą książkę. Zakończyłaś w naprawdę tajemniczym momencie. Jestem ciekawa, co kryje się za tymi drzwiami. Jednak to, że Syriusz nie poszedł z przyjaciółmi nie okazało się takie złe. ;)
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, na twojego bloga wpadłam przez przypadek.
    Uwielbiam Blacka więc od razu wzięłam się za czytanie.
    Rozdział bardzo mi się spodobał i nie mogę się doczekać kolejnego.
    PS. gdybyś chciała to wpadnij do mnie na : london-poland-love.blogspot.com :) Będę wdzięczna.
    Życzę weny, Aleks

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam ;D
    Wrr..głupia Amanda, no co za idiotka!
    Haha chyba już wiem co zrobię jak mnie wykładowca wkurzy, też mu coś wyleje na włosy.
    Rozdział długi, ładny i bez większych błędów. Po prostu cudo ;D

    OdpowiedzUsuń